Horska Sluzba nie może kontrolować pijanych narciarzy
Według ostatnich szacunków jednej z czeskich agencji ubezpieczeniowych, 83% narciarzy i snowboardzistów jeździ pod wpływem alkoholu. Ratownicy górscy, w myśl obowiązującego prawa, nie mają możliwości kontrolowania zawartości alkoholu we krwi jeżdżących, czy ich karania.
„Na trasach zjazdowych jeździ 83% czeskich narciarzy pod wpływem alkoholu, więcej niż 1/3 z nich, wypija przez cały dzień dwie lub trzy szklaneczki alkoholu. Dla 2/3 z nich poranny alkohol nie jest niczym niezwykłym. Wyniki naszej ankiety pokazują, że nie zdają oni sobie sprawy z negatywnego wpływu alkoholu nie tylko na ich zmysły, ale także na ogólne bezpieczeństwo na stokach” – powiedziała rzecznika agencji ubezpieczeniowej, Kateřina Krásová. Zdecydowana większość osób uprawiających sporty zimowe, zachowuje się poprawnie w kwestii ubezpieczenia. Podczas wyjazdów za granicę, 9 z 10 klientów ubezpieczalni, jadących zimą na narty, wykupuje dodatkowe ubezpieczenie. „Oni jednak nie myślą o tym, że alkohol wydłuża czas reakcji ich zmysłów, pogarsza równowagę i prowadzi do utraty krytycznej oceny sytuacji” – dodaje Kateřina Krásová.
Ankieta pokazała, że alkoholu unika na nartach zaledwie co szósta osoba. Są to przede wszystkim kobiety (28%), między mężczyznami jest to rzadkość (7%). Najbardziej lubianym napojem alkoholowym jest grzane wino, które pije na trasach zjazdowych 36% narciarzy i snowboardzistów. Mężczyźni dają pierwszeństwo piwu, które pije co czwarty. Siedmiu z dziesięciu narciarzy pije po to, by się ogrzać. Co piąty twierdzi, że alkohol do gór pasuje, a co szósty uważa, że po alkoholu lepiej mu się jeździ. Niepochlebną opinię o czeskich narciarzach umacnia przekonanie 15% z nich, że zakrapiana alkoholem wieczorna impreza poprzedniego dnia, nie ma wpływu na ich narciarskie umiejętności następnego dnia.
Wbrew powszechnemu mniemaniu, alkohol jest niebezpieczny na stoku. Naczelnik Horskiej služby, Jiří Brožek opowiada, że ratownicy spotykają się nawet z sytuacjami, gdy narciarz zapomina się w bufecie i potem nie jest w stanie nawet założyć nart. W niektórych ośrodkach narciarskich funkcjonują tzw. patrole narciarskie, które prewencyjnie mogą interweniować, gdy ktoś jest pijany. „Problemem jest, jak poznać, że ktoś jest pijany. Z doświadczenia wiem, że taki człowiek na pierwszy rzut oka wygląda normalnie, dopiero na stoku widać jego nieskoordynowane ruchy” – komentuje Brožek. Rozwiązaniem problemu byłyby według niego regulacje, które stosują Włosi. Tam zawartość alkoholu we krwi jest uwzględniona w polisie ubezpieczeniowej – pijany poszkodowany płaci za pomoc z własnej kieszeni. „Narciarze o tym wiedzą i uważają na to. U nas koncentrujemy się na likwidowaniu skutków, a nie na prewencji” – dodał Brožek.