Jabłonka: Rzeka pełna krwi
Flaki na gałęziach, w potoku duże ilości mięsa, które zabarwiły wodę na czerwono – taki widok zastała straż rybacka w Jabłonce na rzece Czarna Orawa, w sąsiedztwie ubojni “Kojs”.
– To już nie pierwszy raz – twierdzi Klaudiusz Angerman, prezes zakopiańskiego koła wędkarzy. – 28 marca wybraliśmy się na rutynową kontrolę, bo woda miała niski stan. Już wcześniej dostawaliśmy sygnały od wędkarzy, że rzeką płyną flaki. Widok był porażający – pojedyncze flaki wisiały na gałęziach, na dnie zalegało jakby mielone mięso, było świeże. Żadnej rury idącej z zakładu nie zlokalizowaliśmy – opowiada Klaudiusz Angerman. – Przypuszczam, że oni spuszczają to nocą, a zaraz po takie akcji spychacze zasypują rury ziemią. Nie wiem, dlaczego powołane do kontroli służby nic nie robią. Przecież to degradacja środowiska. Po takich odpadach dochodzi do martwicy wody. Flaki gniją, zabierają tlen i w rzece zamiera życie biologiczne. W maju ubiegłego roku, podczas odbywających się tu zawodów, na odcinku 5-kilometrowym 70 wędkarzy złowiło w sumie 3 rybki – mówi.
Ubojnia w Jabłonce doskonale znana jest w Wojewódzkim Inspektoracie Ochrony Środowiska w Nowym Sączu. – Przeprowadzamy tam co jakiś czas kontrole – zapewnia Wojciech Pospieszałowski, inspektor WIOŚ. – Mieliśmy sygnał, że z ubojni coś ścieka do rzeki. Dostaliśmy nawet materiał zdjęciowy. Trudno jednak udowodnić, że wyciek był z ubojni. Był wprawdzie wąż w wodzie, idący z zakładu, ale właściciel bronił się, że pobiera wodę do pojenia bydła, co także jest nielegalne. Na miejscu nie znaleźliśmy dowodów, że wylewa ścieki. Odkryliśmy za to inne nieprawidłowości, za co dostał mandat w wysokości 500 zł – relacjonuje inspektor.
Po ubiegłorocznej akcji wędkarzy sprawa dotycząca zanieczyszczania Czarnej Orawy trafiła do prokuratury, ale ta umorzyła śledztwo ze względu na małą szkodliwość czynu. – Mimo że w rzece znaleziono kolczyki bydła z ubojni, dla prokuratury był to niewystarczający dowód – mówi inspektor. Sprawa została skierowana do Sądu Grodzkiego, gdzie proces jeszcze się toczy. – W poprzednich latach stwierdziliśmy rury idące z ubojni do rzeki, właściciel został zmuszony do demontażu i sprawa miała finał w Sądzie Grodzkim, gdzie zakończyła się zapłaceniem kary finansowej w wysokości 500 zł – przypomina sobie Pospieszałowski. Dodaje, że WIOŚ wystąpił do lokalnych władz i do policji z prośbą o częste kontrole ubojni, ale do dzisiaj nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
Według informacji, uzyskanych w nowotarskim starostwie, Kojs chce wybudować własną oczyszczalnię, ale zgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego nie ma teraz takiej możliwości. Właściciel wystąpił więc do władz o zmianę planu. Na razie powinien mieć szczelne zbiorniki wybieralne, z których ścieki powinny być wywożone do specjalistycznych zakładów. – Teraz nie ma nawet pozwolenia na magazynowanie tych resztek. Wygasło w 2004 roku, po zmianie przepisów. Od tego czasu powinien mieć jedno pozwolenie zintegrowane, załatwiające wszystko – i sprawy ścieków, i hałasu. Jest na etapie ubiegania się o takie pozwolenie – mówi Adam Ferek, p.o. naczelnika w wydziale ochrony środowiska nowotarskiego starostwa.