Jubileusz pod Mięguszami: 100 lat schroniska
Schronisko PTTK przy Morskim Oku ma już sto lat. Jest najliczniej odwiedzanym przez turystów obiektem w Tatrach.
Na sosrębie w jadalni widnieje data 1907 rok, ale budowa została ukończona rok później. Wcześniej przy Morskim Oku było kilka schronów i schronisk. Towarzystwo Tatrzańskie postawiło swoje pierwsze schronisko w 1874 roku, a później tuż obok drugie. Następnie połączono je w jeden budynek. Oba spłonęły pod koniec XIX wieku. Na schronisko, dziś funkcjonujące pod nazwą “starego schroniska”, TT zaadaptowało wozownię. W 1908 roku Towarzystwo wybudowało nowy, okazały obiekt, który służy do dziś pod zarządem Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego.
Od trzydziestu lat w schronisku przy Morskim Oku gospodarzy Maria Łapińska – wspólnie z mężem, nieżyjącym już Wojciechem, przejęła schedę po swoich teściach Wandzie i Czesławie Łapińskich. Teraz już przygotowuje się do uroczystości stulecia schroniska, zaplanowanych na jesień tego roku. Można już nabyć okolicznościowy medal. Na werandzie jest też gotowa wystawa fotograficzna, złożona z archiwalnych zdjęć. Ukazują one, jak na przestrzeni wieku zmieniało się głównie otoczenie schroniska, bo w zasadzie bryła budynku pozostała taka sama. Na fotografiach są również taternicy, ratownicy górscy, turyści i łódź, która przewoziła gości z jednego brzegu na drugi. Stare zdjęcia przywołują atmosferę dawnych lat.
Morskie Oko to najczęściej odwiedzane przez turystów miejsce w Tatrach. Średnio w roku wędruje pod Mięguszowieckie Szczyty 3-4 tysiące osób dziennie. – Od kiedy do Włosienicy nie dojeżdżają samochody i autobusy, ruch turystyczny jest rozłożony w ciągu dnia i można nadążyć z przygotowywaniem posiłków. A dawniej, jak w jednej chwili wysiedli ludzie na przykład z czterdziestu autokarów, robił się istny “korek” w schronisku – wspomina kierowniczka.
Kiedyś ze schroniska przy Morskim Oku korzystali przede wszystkim taternicy, penetrujący okolicę. Panowała tu niepowtarzalna atmosfera, obecnie przywoływana, gdy odbywają się spotkania oldbojów taternictwa i alpinizmu oraz zjazdy tzw. “łojantów”. – Niegdyś każdy z tych ludzi miał tu swoje miejsce przy stole i gdy przyjeżdżają, to tam siadają – twierdzi gospodyni.