Kierunek: Harklowa
Harklowa ma szczęście do ludzi. I jakąś dobrą energię. Może to te dzwony, które odpędzają trąby powietrzne i burze? A może figurka Matki Bożej Bolesnej z przydrożnej kapliczki, która nawet serca bandytów potrafi zmiękczyć.
![]() |
fot. Beata Zalot, arch. www.tygodnikpodhalanski.pl |
Niewtajemniczeni mijają leżącą nieco z boku wioskę. Z drogi z Nowego Targu do Krościenka nie widać uroków Harklowej. Turyści jadą podziwiać kościółek w pobliskim Dębnie, zamek w Niedzicy, jezioro. Ci jednak, którzy zboczą raz, powracają, a niektórym wioska przewraca życie do góry nogami. Ale zawsze na lepsze.
– My tu nie mamy turystów przypadkowych, tu przyjeżdżają ludzie, którzy wiedzą, czego tu szukać, czują magię tego miejsca – przekonuje Bożena Organa, dziś sołtys wsi, a kiedyś turystka z Sosnowca.
– Najczęściej są to przyjaciele rodzin od pokoleń. Do nas przyjeżdża kilka rodzin z Krakowa już od 30 lat. To bardziej przyjaciele, niż goście – mówi Bronisława Jędrzejczyk, jedna z działaczek Koła Gospodyń Wiejskich.
Ariake – pomiędzy nocą a świtem
Wiecznie uśmiechnięta Japonka Akiko Miwa przyjechała tu w 1989 roku. Podczas spaceru natrafiła w Gorcach na Polanę Styrek. Zimowy pejzaż roztaczający się z tego miejsca tak ją zauroczył, że postanowiła tu wybudować pensjonat i zostać. Nie przeraził ją głęboki, leśny żleb, który stanowił jedyną drogę z oddalonej 3,5 kilometra wsi na dole.
– Pamiętam, jak Akiko sama woziła ciągnikiem kamienie na górę – wspomina Krzysztof Zajączkowski. – Japońskie kobiety z naszymi łączy pracowitość – dodaje. Sympatyczna i uparta Japonka szybko zyskała sympatię harklowian. Ona zachwyciła się ich góralską naturą, mentalnością, tutejszą tradycją. I pokochała pejzaże.
Okazały budynek, świetnie wkomponowany w otoczenie, stanął na początku lat 90. Właścicielka nazwała to miejsce „Ariake” – w japońskim języku oznacza to chwilę, kiedy księżyc świeci jeszcze czysto, ale za moment zacznie się wschód słońca.
Dziś pensjonat nad Harklową znany jest bardziej w Japonii, niż w Polsce. W to niedostępne miejsce przyjeżdżają zresztą goście z różnych stron świata, często osoby znane. Na dole zostawiają nie tylko swoje samochody, ale także troski. Bo u Akiko żyje się innym rytmem, niezależnie czy spędza się tu weekend, wakacje, czy całe życie.
Pani sołtys z Sosnowca
Bożena Organa – dziś sołtys wsi Harklowa – przyjeżdżała tu przez prawie 20 lat z Sosnowca, gdzie mieszkała z rodziną. Łowiła w Dunajcu ryby. Zauroczona tym miejscem, postanowiła sprzedać mieszkanie na Śląsku i osiąść na Podhalu. Tu z mężem zbudowali swój wymarzony dom. Zostawili tamto życie, znajomych, przyzwyczajenia. Zaryzykowali. Nie żałują. Pani Bożena jest sołtysem kolejną kadencję. To na Podhalu szczególny dowód zaufania – nie dość że kobieta, to jeszcze niegóralka. Przekonała do siebie harklowian i stała się jedną z nich. Dziś jest wielkim ambasadorem wsi.
– To cudowne miejsce i ludzie. Tradycja pięknie łączy się z nowoczesnością. Jest mnóstwo rodzin zasiedziałych, żyjących tu od 200 lat, podtrzymujących tradycje. Do kościoła podczas uroczystości chodzi się w stroju góralskim, tak pięknych procesji, jak tu na Boże Ciało, nie ma gdzie indziej – zachwala pani sołtys. – A młodzież jest tu bardzo ambitna i zdolna, i nie ma tu takich problemów, jak gdzie indziej, nie ma patologii. To dlatego, że żyje się rodzinnie, że nikt nie jest anonimowy, że problemy dławi się w zarodku – przekonuje.
Akiko przytakuje. Ona także zakochała się w tutejszych dzieciach. Uczy je nawet japońskich piosenek. Kiedy kilka lat temu sprowadziła z Tokio do harklowiańskiego kościółka chór, dzieci śpiewały po japońsku.
Harklowa miała być pod wodą
– Naszą wieś przytłumiła budowa zapory. Harklowa miała być zalana tak samo jak Maniowy – opowiada Franciszek Kolasa, zasłużony strażak (komendantem miejscowej OSP był aż przez 35 lat). – Do 1976 roku nie można się było budować ani nic remontować, woda miała sięgnąć aż po Łopuszną – opowiada. Młodzi zaczęli ze wsi uciekać. – W końcu Harklowa ocalała, podobnie jak Dębno i Frydman – dodaje.
– Harklowa miała szczęście. I dobrze, bo to perełka Podhala – mówi pani Bożena. – Nasz kościółek jest o wiele ciekawszy od tego z Dębna. Jest tak samo stary, ale zdobienia wewnątrz ma o wiele bogatsze – przekonuje.
I jest jeszcze dzwon, który ma moc odpędzania burz i innych żywiołów, zagrażających mieszkańcom. – Sama na własne oczy widziałam, jak na Harklową szła trąba powietrzna. Kiedy tylko kościelny zaczął dzwonić, nagle trąba skręciła i poszła w inną stronę – opowiada Bożena Organa.
– Nawet w Łopusznej, jak grzmi i usłyszą nasze dzwony, to mówią, że burzy nie będzie – wtrąca Czesława Budz. – Bo to specjalnie poświęcony dzwon od huraganów, burz. Niezależnie czy jest dzień, czy noc, gdy nadchodzi jakieś niebezpieczeństwo, kościelny dzwoni i wszystko mija – dodaje. Takich miejsc, które mają swoje tajemnice i legendy, jest w Harklowej więcej. Jak choćby dwie oddalone od siebie kapliczki przy głównej drodze.
Tajemnica dwóch kapliczek
– Powstały one na pamiątkę pojedynku, do którego doszło po jednym z polowań. Tam, gdzie teraz stoją kapliczki, stali właśnie mężczyźni. Tak niefortunnie strzelili do siebie, że obydwaj zginęli – opowiada pan Franciszek, zasłużony strażak. – Ja słyszałem, że strzelali o dziewczynę – uzupełnia Krzysztof Zajączkowski.
Jedna z tych kapliczek, w której jest figura Matki Boskiej Bolesnej, jest niezwykła jeszcze z innego powodu. Kilka lat temu płaskorzeźba z kapliczki zniknęła. Po 2 latach złodziej ją jednak zwrócił.
– Musiało się złodziejowi coś nie układać w życiu, rzeźba mu ciążyła, więc oddał – przypuszcza pan Franciszek. – Policjanci mówili, że takie rzeczy nie zdarzają się często. Musiała w tej rzeźbie być jakaś moc – dodaje.
Harklowa została założona w 1335 roku przez sołtysa Hartlema, stąd najprawdopodobniej nazwa wsi. Od połowy XVI wieku stała się własnością szlacheckich rodów: Rogowskich, Lubomirskich, Janickich, Cisowskich, Radeckich i Krobickich. Ci ostatni byli spokrewnieni z Tetmajerami z pobliskiej Łopusznej. To na dworze w Harklowej w ostatnim dniu grudnia 1861 roku urodził się Włodzimierz Tetmajer, kuzyn Kazimierza Przerwy-Tetmajera, malarz, znany między innymi dzięki „Weselu” Wyspiańskiego.