Nowi gospodarze na Turbaczu
Mają zamiar wybudować ściankę wspinaczkową, a zimą – lodową. Chcieliby cyklicznie urządzać festiwale filmów i pokazy przeźroczy. Schronisko na Turbaczu ma nowych gospodarzy – Bogumiłę i Aleksandra Długopolskich.
![]() |
Schronisko pod Turbaczem i jego nowi gospodarze fot. Jolanta Flach, arch. Tygodnik Podhalański |
Schronisko objęli półtora miesiąca temu. Zamierzają ożywić to miejsce i na Turbacz ściągnąć turystów, zwłaszcza zimą, kiedy jest trudniej dotrzeć.
– To typowe górskie schronisko, do którego trzeba iść nawet kilka godzin i chcielibyśmy charakter tego obiektu zachować. Miło gościć tu prawdziwego turystę z plecakiem, utrudzonego długą górską wędrówką. Ale miejsce jest dla wszystkich, kto tylko zdoła tu dotrzeć – zapewnia Olek.
Już na wstępie zmienili nieco jadłospis. Kiedy okoliczne lasy obrodziły w grzyby, podawali zupę z prawdziwków. Strudzeni turyści chętnie jedzą też kwaśnicę i domowe pierogi.
Długopolscy zachwycają się zachodami i wschodami słońca. Są takie dni, kiedy Podhale tonie we mgle, a na Turbaczu jest słońce. Na horyzoncie nad mgłami widnieje koronka z tatrzańskich szczytów. Kiedy powietrze jest przejrzyste, widać Jezioro Czorsztyńskie.
Olek chciałby stworzyć tutaj miejsce, gdzie spotykaliby się wspinacze, dlatego za schroniskiem zamierza wybudować ściankę wspinaczkową, która w zimie zamieniałaby się w ścianę lodową. Marzy mu się też organizowanie festiwalu filmów górskich oraz spotkań z alpinistami czy podróżnikami.
Nowi gospodarze pochodzą z Dzianisza. Bogusia z domu Krupa ma wiele zainteresowań, chociaż do tej pory sporo czasu pochłaniały jej studia polonistyczne w Krakowie, które już kończy. Zamiłowania artystyczne pochodzą jeszcze z czasów szkolnych.
– Ukończyłam Technikum Tkactwa Artystycznego – mówi Bogusia. – Oprócz tkactwa zainteresowałam się też malarstwem. Chociaż maluję na szkle, to jednak najbardziej lubię olej na płótnie – wyjaśnia. Na ścianach schroniska wiszą obrazki na szkle, głównie o tematyce regionalnej. Bogusia ma już na swoim koncie wykonane przez siebie sztandary dla oddziału Związku Podhalan w Witowie, a drugi z przeznaczeniem na Paradę Pułaskiego w Nowym Jorku. Do niedawna znajdowała jeszcze czas na szycie i haftowanie damskich strojów regionalnych.
Tymczasem Olek Długopolski przyznaje się do zainteresowania lutnictwem. – Nie jestem po Kenarze, ale praktykowałem u świetnego lutnika Andrzeja Janika Firka. Skończyłem natomiast szkołę muzyczną. Lutnictwo bardzo mnie pasjonuje – opowiada.
– Mąż potrafi całe godziny spędzać przy skrzypcach, gitarach – wtrąca Bogusia. – Wielu muzykantom reperuję gęśle – ciągnie opowieść Aleksander. – Czasem podrasuję im grubość płyty, nie raz wstawię nową belkę basową – dodaje.
Wcześniej Olek był księgowym w gminie Kościelisko, wspólnie z Bogusią prowadził karczmę w Witowie, a później bar na Palenicy Białczańskiej. Tego roku wspólnie z Krzysztofem Babiczem gospodarzył w Jaskini Mroźnej.