Sromowce Niżne: Bój o komórki
– Co to za dziura – mówią turyści, widząc w swoich komórkach brak zasięgu. Czujemy się, jakbyśmy żyli w skansenie – mówi Małgorzata Piątek, radna ze Sromowiec Niżnych, która od lat walczy, by w jej miejscowości można było korzystać z telefonów komórkowych.
Obecnie można, ale jedynie z sieci słowackich. Do wyboru są aż cztery. Za to nie dociera tu żaden z polskich operatorów. Granica zasięgu kończy się koło przytani flisackiej w Kątach. Mieszkańcy Sromowiec Niżnych, wracając do domu z pracy, tu właśnie wyłączają telefony, by nie łapać słowackich sieci i nie płacić za połączenia jak za zagraniczne rozmowy. Turyści często tego nie wiedzą i potem zdziwieni są rachunkami.
Mieszkańcy winią za obecny stan władze Pienińskiego Parku Narodowego, ten – mówi o skąpstwie polskich operatorów, którzy chcą postawić maszty najtańszym kosztem, ingerując w unikatowy krajobraz. – Naszym przekleństwem jest fakt, że jesteśmy w otulinie parku – twierdzi radna Małgorzata Piątek. Żeby postawić przekaźnik, niezbędna jest pozytywna opinia PPN-u i tu pojawia się kłopot. Bój o maszty trwa od kilku lat.
Nadzieja – jak twierdzi radna – pojawiła się w kwietniu tego roku, po spotkaniu w Urzędzie Gminy w Maniowach, w którym wzięły udział władze parku oraz przedstawiciele operatorów sieci komórkowych – Ery i Orange. Dyrektor PPN-u miał się wtedy zgodzić na dwa maszty. Maszt Ery miał stanąć na Obłaźnej Górze nad Sromowcami Średnimi, Orange – na Wygonie w Sromowcach Niżnych, na działce należącej do gminy. – Warunek parku był tylko taki, by maszty były jak najniższe i by ich kształt komponował się z krajobrazem. Okazało się, że zgoda wtedy nie oznacza zgody dziś – twierdzi Małgorzata Piątek. – Orange kolejny raz dostał negatywną odpowiedź, bo wg planu zagospodarowania przestrzennego to nie tereny budowlane. Przecież trudno, żeby na górze były tereny budowlane, ręce opadają! – denerwuje się radna.
O pozwolenie parku apelują flisacy, strażacy, dyrekcja miejscowej szkoły. – To kwestia bezpieczeństwa. Podczas ostatnich nawałnic przełomem Dunajca płynęli turyści. Z góry zaczęły na nich spadać kamienie, a oni, widząc, co się dzieje, byli przerażeni, ale nie mogli wezwać pomocy – argumentuje radna. – Podobny kłopot był w lipcu, kiedy na kładce turysta dostał padaczki. Ludzie dodzwonili się na słowackie pogotowie, ale nie zostali zrozumiani i wezwanie nie zostało przyjęte – przytacza inny przykład. Twierdzi, że gdyby w Sromowcach działały telefony polskich operatorów, byłoby o wiele bezpieczniej.
– To nieprawda, że park się nie zgadza – zaprzecza Michał Sokołowski, dyrektor PPN-u. – Problem w tym, by pogodzić sprawy techniczne z krajobrazem. Teren, na którym operator chce postawić maszt, ma wyjątkowe walory krajobrazowe w skali europejskiej – twierdzi. – Na ochronie tego krajobrazu powinno zależeć także mieszkańcom, którzy żyją z turystyki – argumentuje.
– W innych parkach narodowych w Polsce stoją maszty standardowe i nikomu to nie przeszkadza, a z dyr. Sokołowskim nie możemy dojść do porozumienia. Słyszeliśmy od niego, że w USA buduje się maszty nawet w kształcie bizonów, ale u nas takich rzeczy się po prostu nie robi – twierdzi Łukasz Pilocik, który dla sieci Orange wykonuje maszty. – Dyrektor proponuje, żeby zamiast jednego 50-metrowego masztu zrobić 5 małych – 10-metrowych. Urządzenie dla każdego kosztuje tyle samo, więc podraża to koszty aż 5-krotnie i jeszcze nie ma pewności, że takie maszty spełnią swoją rolę – twierdzi. – Nie chcemy wojny z parkiem, proponowaliśmy maszt wąski, strunobetonowy, ale ten projekt też został odrzucony. Powoli kończą nam się pomysły – dodaje.