Szatańska wyprawa
W Szatanowym Żlebie diabeł ukrył złoto i inne kruszce. Czy nadal tam są? Warto sprawdzić.
![]() |
fot. arch. www.tygodnikpodhalanski.pl |
Szatan (2432 m) kulminuje w dwóch wierzchołkach – północnym i południowym, oba prawie tej samej wysokości. Wznosi się w połowie czterokilometrowej Grani Baszt, która biegnie od Hlińskiej Turni po Drygant, a najefektowniej prezentuje się ze Szczyrbskiego Szczytu, skąd jego ostry, nachylony w kierunku północnym szczyt wygląda imponująco. Według Miloša Janoški skalista i stroma sylwetka tej turni zadecydowała o nadaniu jej takiej nazwy, chociaż jest bardziej prawdopodobne, że zadecydowały o tym podania ludowe.
W Szatanowym Żlebie diabeł ukrył złoto i inne kruszce. Szukał ich góral z czarnoksiężnikiem, ale za każdym razem szatan strącał na nich z góry kamienie – ledwo uchodzili z życiem. Inna wersja, spisana przez Alexandra Mühnicha, spiskiego historyka z przełomu XIX i XX wieku, wywodzi się ze starej ludowej opowieści, a w skrócie przedstawia się następująco: – Drwal ze Szczyrby zbierał w lesie suche gałęzie na zimę, gdy nagle zjawił się przy nim dziwny przybysz w czarnym kapeluszu z ptasim piórkiem, ubrany w siwy płaszcz. Zwrócił się do drwala z prośbą, by ten zaniósł mu dość ciężki worek na szczyt, a w zamian otrzyma dobre wynagrodzenie. Na potwierdzenie tych słów wyjął z płaszcza sakiewkę pełną złotych dukatów. Drwal się zgodził, a że był to chłop silny, więc początkowo drogi im ubywało.
Przybysz kazał zanieść worek do Szataniego Żlebu. Kiedy podchodzili po rumowisku głazów, drwal nie dał już rady, bo wór był coraz cięższy. Usiedli, by odpocząć i rozpalić watrę. Przybysz dmuchnął na suche gałęzie i w mig zapłonął ogień. Wtedy drwal zorientował się, że to chyba diabeł. Kiedy jeszcze zobaczył, jak przybysz smaży nad watrą dużą ropuchę, z której zamiast tłuszczu kapią krople złota, był pewien, że ma do czynienia z szatanem. Trochę przerażony, ale również zmęczony, drwal zasnął. Gdy zbudził się po kilku godzinach – był sam. Obok niego dopalała się watra, a w popiele były mnóstwo grudek złota. Wówczas nabrał odwagi i krzyknął w kierunku szczytu: „Nie będę szatanie twoim sługą, wypowiadam ci posłuszeństwo”, po czym zabrał się do ładowania grudek złota do worka. Nagle nadeszły nad szczyt, gdzie swoją siedzibę miał ów przybysz (szatan), czarne chmury i rozpętała się burza. Kamienie spadały z góry, ale drwal się nie przestraszył, zabrał worek ze złotem i ruszył w dół, do domu. Szatan stracił nad nim moc, gdyż ten wcześniej wypowiedział mu posłuszeństwo. Za złote grudki kupił drwal stado krów. Nieraz wieczorami spoglądał ze Szczyrby na Grań Baszt, na szczyt, gdzie siedzibę miał szatan, i wspominał przybysza, dzięki któremu stał się bogaty.
Szczyt ten został zdobyty prawdopodobnie około 1880 roku. Pierwszego wejścia dokonali Maciej Sieczka – przewodnik i Jan Gwalbert Pawlikowski, którzy podchodzili od Dryganta na Skrajna Basztę, potem weszli na Małą Basztę i obchodząc wierzchołek Pośredniej Baszty doszli na przez Przełęcz nad Czerwonym Żlebem, a następnie na Szatana. Ze szczytu schodzili na Szatanią Przełęcz i Szatanim Żlebem do Doliny Mięguszowieckiej. W ubiegłym roku minęło sto lat od pierwszego zimowego wejścia na ten szczyt. Dokonali go przewodnicy z południowej strony Tatr – Johann Breuer junior i Johann Franz senior oraz Ernest Dubke.
A złoto? Cóż, musi być dobrze schowane…