Wigilia na lodzie
Ciemna noc polarna, zamieć śnieżna, jedynie w chwilach rozpogodzeń widać rozgwieżdżone niebo z firankami zielonej zorzy polarnej. Do wigilijnego stołu nad fiordem Hornsundu zasiada ośmiu uczestników wyprawy polarnej Instytutu Geofizyki PAN.
![]() |
Spitsbergen fot. Witek Kaszki i Adam Nawrot arch. www.tygodnikpodhalanski.pl |
Spitsbergen to największa wyspa w archipelagu Svalbard, należącym od 1925 roku do Norwegii. Leży daleko za Kołem Polarnym, w strefie klimatu podbiegunowego. Najwyższym szczytem jest Newtontoppen (1712 m) w północnej części wyspy. Jej nazwa pochodzi od ostrych szczytów, wznoszących się powyżej powierzchni lodowca fieldowego, pokrywającego znaczny obszar Spitsbergenu Zachodniego. Góry mają charakter rzeźby polodowcowej, a wybrzeże jest rozcięte fiordami, z których najdłuższy – Wijdefiord ma 104 km długości. Na obszarach wolnych od lodu wykształciły się gleby strukturalne, a wieczna zmarzlina występuje już na głębokości około 2 metrów.
Polscy naukowcy oraz alpiniści już od dawna interesowali się tym archipelagiem. Prawie 100 lat temu znany polarnik Henryk Arctowski zwiedził Spitsbergen, a Antoni Dobrowolski był inicjatorem polskiej wyprawy w latach 30. ubiegłego wieku na wyspę Niedźwiedzią. W 1934 roku kierownikiem pierwszej polskiej wyprawy alpinistyczno-naukowej na Spitsbergen był Stefan Bernadzikiewicz. Po II wojnie w fiordzie Hornsund, nad Zatoką Białego Niedźwiedzia w południowej części wyspy została zbudowana Polska Stacja Polarna w ramach III Międzynarodowego Roku Geofizycznego, a kierownikiem wieloosobowej wyprawy założycielskiej w 1957/1958 roku, która zimowała na Spitsbergenie, był Stanisław Siedlecki. W następnych latach stacja była wykorzystywana jako baza letnia dla wypraw naukowych. Następna polska wyprawa naukowa, realizująca całoroczny program badawczy, zimowała na stacji w latach 1978/1979. Od tej wyprawy datowana jest ciągłość badań, gdyż co roku w lecie wymieniana jest załoga, składająca się ze specjalistów różnych dziedzin naukowych – meteorologii, sejsmologii, glacjologii, geofizyki i środowiska naturalnego. W programach badawczych swój udział mają meteorologowie, w tym pracownicy Obserwatorium Meteorologicznego na Kasprowym Wierchu. Antoni Barański, jako jeden z nielicznych, uczestniczył czterokrotnie wyprawach – po raz pierwszy w III wyprawie w latach 1980/1981, a ostatni raz w XXI wyprawie w latach 1998/1999.
W ubiegłym roku uczestnikiem XXVIII wyprawy polarnej Instytutu Geofizyki PAN był Witek Kaszkin, który w Obserwatorium na Kasprowym Wierchu przepracował jako meteorolog 7 lat. Dla niego był to rok spędzony po raz pierwszy w tak niezwykłych warunkach i scenerii okolic podbiegunowych i pierwsza Wigilia i święta Bożego Narodzenia z dala od rodziny i bliskich. Oto jak je wspomina:
– Do Wigilii przygotowywaliśmy się od kilku dni. Było nas ośmiu, musieliśmy sami sobie radzić ze sprawami kulinarnymi. Każdy sobie przypomniał, jakie są w jego rodzinnych okolicach tradycyjne wigilijne potrawy, a potem wspólnie je przygotowywaliśmy.
Najwięcej czasu zajęło nam robienie uszek do barszczu. Zepsuł nam się akurat mikser, więc zastąpiliśmy go ręczną wiertarką. Były tradycyjne polskie dania: barszcz z uszkami, groch z kapustą, pierogi, kutia. Wcześniej ubraliśmy przywiezione z Polski choinki, niestety, sztuczne, bo największe krzewinki w okolicy – wierzba polarna i wierzba żyłkowana – poza tym, że były pod śniegiem – miały co najwyżej kilka centymetrów wysokości. Zasiedliśmy do wigilijnego stołu nie wraz z pierwszą gwiazdką, gdyż gwiazdy, o ile jest dobra pogoda, świecą w czasie nocy polarnej całą dobę. Stacja znajduje się 10 stopni na północ od Koła Podbiegunowego, na szerokości geograficznej 77 stopni. Łamaliśmy się opłatkiem, składaliśmy sobie życzenia, ale myślą byliśmy też wśród bliskich, w kraju. Niestety, poprzedniego dnia silny wiatr uszkodził nam antenę i nie mieliśmy łączności internetowej. Nie mogliśmy wysłać do kraju maili czy porozmawiać przez skype’a. Można było tylko dzwonić przez telefon satelitarny, a to trochę kosztuje, więc rozmowy nie były długie. Z powodu bardzo silnego wiatru dopiero tuż przed sylwestrem udało nam się naprawić uszkodzenie.
Kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia do polarników przyleciał śmigłowcem polski ksiądz Marek Michalski, który jest proboszczem w Tromso, najbardziej na północ wysuniętej parafii katolickiej, obejmującej obszar północnej Norwegii i Spitsbergenu. Towarzyszyli mu pastor i goście z biura gubernatora Svalbardu. Ksiądz odprawił Mszę świętą przy polowym ołtarzyku u stóp krzyża na Przylądku Wilczka. Krzyż postawili nasi polarnicy w czasie stanu wojennego w Polsce.
Teraz to miejsce, gdzie chodzą się pomodlić i gdzie sporadycznie odprawiana jest Msza święta, nazywane jest „kościołem”. – Po Wigilii, chociaż tej nocy pogoda nie była najlepsza, poszliśmy na Pasterkę właśnie do „kościoła”. Jest to miejsce tuż nad samą zatoką, sprzyja modlitwie i skupieniu – wspomina Witek
– Zabraliśmy z sobą broń, bo zawsze jest niebezpieczeństwo pojawienia się niedźwiedzi. W tym roku było ich w naszym rejonie znacznie mniej, niż w latach poprzednich, kiedy notowano około 250 odwiedzin. Zarejestrowaliśmy w ciągu całego roku zaledwie 50 osobników. Dla potrzeb norweskiego Instytutu Badań Polarnych prowadzi się taki rejestr, a więc czas obserwacji niedźwiedzia, z jakiego kierunku przyszedł i dokąd odszedł.
Zapisuje się też, w jaki sposób go odstraszyliśmy, jeżeli to było potrzebne. Stacji pilnowały cztery psy – owczarki grenlandzkie i malamuty uwiązane na łańcuchach. One właśnie, szczekając, ostrzegały nas przed wizytą białych misiów. Ten rok był wyjątkowo ciepły – to jeden z powodów, dla których niedźwiedzich wizyt było znacznie mniej.