Zakopane bez narciarzy. Koniec Szymoszkowej?
Pod Giewontem umiera narciarstwo. Ostatnia duża trasa na polanie Szymoszkowej może zostać w tym roku przegrodzona płotami i zamknięta.
Cztery osoby, które starały się o odzyskanie działki na narciarskiej trasie na polanie Szymoszkowej wygrały toczące się siedem lat postępowania przed sądem. Prawomocny wyrok oddaje im we władanie działkę przebiegającą w poprzek tego najpopularniejszego stoku narciarskiego w Zakopanem. Nie jest to duża nieruchomość, ledwie 1500 metrów kwadratowych, z czego tylko 400 metrów wchodzi w skład trasy. Bez niej jednak stok w praktyce przestanie istnieć.
Waldemar Sobański, udziałowiec spółki Dorado prowadzącej stację narciarską twierdzi, że właściciele działki zażądali od niego astronomicznych kwot za dzierżawę gruntu. Nie jest w stanie płacić takich pieniędzy. Wśród nowych właścicieli terenu jest Jan Gąsienica Ciaptak, narciarz, wielokrotny mistrz Polski. Zapowiada, że jeżeli nie porozumie się z Sobańskim, to zagrodzi trasę.
Spór o działki na Szymoszkowej ciągnie się od siedmiu lat, gdy zaczął powstawać duży wyciąg na szczyt pasma Gubałówki. Inwestor Waldemar Sobański wydzierżawił od górali teren. Po roku – jego zdaniem – okazało się, że nie mają oni prawa własności do nieruchomości. Nie podpisał nowej umowy. Właściciele: m. in. pani Irena Buczyńska i Jan Gąsienica Ciaptak oddali sprawę do sądu. Sobański podpisał za to umowę ze starostwem tatrzańskim – przedstawicielem skarbu państwa, który był właścicielem jednej czwartej nieruchomości.
Irena Buczyńska i Jan Gąsienica Ciaptak przed zakopiańskim sądem przegrywali, teraz Sąd Okręgowy w Nowym Sączu przyznał im rację i uczynił ich właścicielami terenu. Od wyroku nie przysługuje odwołanie, bo w pozwie podano bardzo niską wartość działki – poniżej 15 tys. zł.
– Przez siedem lat dzierżawiłem jedną czwartą tej nieruchomości od skarbu państwa – tłumaczy Waldemar Sobański. – Pretensje do tej działki zgłaszały dwie góralskie rodziny. Teraz sąd w Nowy Sączu przyznał rację tym rodzinom. To dziwne, szczególnie że uwłaszczyli się oni na działce należącej do skarbu państwa.
Waldemar Sobański dodaje, że właściciele zażądali od niego astronomicznych kwot za dzierżawę lub sprzedaż nieruchomości.
– Do tej pory najwyższa spotykana w Zakopanem stawka wynosiła 10 zł za metr kwadratowy za cały sezon. Dodam, że w Białce Tatrzańskiej jest to złotówka za metr. Tymczasem nowi właściciele zażądali w praktyce niebotycznej kwoty 70 zł za metr. Zaproponowali też sprzedaż działeczki za milion euro. Przy takich propozycjach naszej spółce bardziej opłaca się sprzedać wszystkie należące do nas nieruchomości i zakończyć ten biznes. To ekstremalne rozwiązanie, ale po tym, jak zamknięta została trasa na Gubałówce i obok na Kotelnicy, nie byłoby już praktycznie gdzie jeździć na nartach w Zakopanem.
W razie zagrodzenia działki przez nowych właścicieli trasa z pewnością nie będzie czynna w tym roku. – W takim przypadku będziemy się prawdopodobnie starać o wytyczenie obejścia spornej działki, ale to zajmie cały rok. Pracę straciłoby ok. 100 osób, które zatrudniam. Nie mówię już o całym turystycznym biznesie w Zakopanem. Niedługo będzie tak, że pod Giewontem zostaną tylko same apartamentowce.
Jan Gąsienica Ciaptak, który jest jednym z właścicieli działki, twierdzi, że chce się dogadać z Waldemarem Sobańskim. – Jestem za tym, aby wyciąg funkcjonował, ale pan Sobański nie godzi się na zaproponowane przez nas stawki. Trzeba przecież wziąć pod uwagę, że właściciel wyciągu przez 7 lat bezprawnie użytkował naszą nieruchomość. Jeśli się nie dogadamy, zagrodzimy działkę – przecież musimy jakoś chronić naszą własność.
Na przejęciu spornej działki stracił skarb państwa, którego reprezentantem jest Andrzej Gąsienica Makowski, starosta tatrzański. To właśnie od starostwa Waldemar Sobański dzierżawił nieruchomość.
– Muszę przyznać, że wyrok sądu w Nowym Sączu jest dla nas dużym zaskoczeniem – mówi starosta Andrzej Gąsienica Makowski. – Sąd praktycznie wyrugował z tej działki skarb państwa. Właściciele bardzo zaniżyli wartość nieruchomości, przez co od wyroku nie przysługuje odwołanie. Wierzę jednak w rozsądek obu stron i w to, że jakoś się dogadają, a wyciąg będzie działać nadal.
Na rozprawę, w czasie której zapadł wyrok, nie pojechał jednak żaden przedstawiciel starostwa.
– Ze swojej strony przekazaliśmy sądowi wszystkie dokumenty. Nasz bezpośredni udział w tym postępowaniu nie był obowiązkowy, szczególnie że pan Sobański miał reprezentującego go adwokata – zauważa Sławomira Plewa, radca prawny w starostwie.
Czy dojdzie do zagrodzenia trasy przynajmniej na rok, tego nie wiadomo. Wiceburmistrz Zakopanego Jan Gąsienica Walczak podkreśla, że byłaby to wielka strata dla Zakopanego.
– Oczywiście w interesie całego miasta jest to, aby trasa dalej funkcjonowała. Jeśli tylko będzie taka wola obu stron, urząd może podjąć się roli negocjatora. Nie chcemy, aby Zakopane było postrzegane w Polsce, jako miejsce ciągłych konfliktów, gdzie nie możemy się dogadać.
Jeśli sprawdzi się czarny scenariusz, w Zakopanem zostaną tylko krótkie, orczykowe wyciągi narciarskie. Tatrzański Kasprowy Wierch jest zarezerwowany dla dobrych narciarzy, odstraszają tam też długie godziny spędzone w kolejce.