Załuczne. Skarb za stodołą.
Wystarczy wyjść za dom, podejść kawałek i jesteśmy w dziewiczej puszczy.
Sobotnie przedpołudnie sołtys Załucznego wykorzystuje na przydomowe obowiązki – na drzewach przed domem mocuje budki dla szpaków. Żeby było przyjemniej. Za domem roztacza się rozległy widok na torfowiska. Tu Tadeusz Czepiel widzi szansę rozwoju wsi. Choć dziś w Załucznym nie ma żadnego pokoju gościnnego, a jedyni turyści to krewni i znajomi mieszkańców, sołtys jest przekonany, że wieś się ożywi, gdy tylko każdy gospodarz odkryje, jaki skarb ma za stodołą.
Załuczne się zmienia – jeszcze dwadzieścia lat temu we wsi było 96 koni, teraz tylko dwa. Przez wieś przebiega asfaltowa szosa, a drogowcy kładą właśnie ostatni odcinek chodnika. W Załucznym nie ma za wiele atrakcji – dwa sklepy, remiza i kaplica. Ale to wystarcza blisko 550 mieszkańcom. Coraz więcej ludzi chciałoby też w Załucznym zamieszkać – sołtys przyznaje, że bardzo często pukają do niego ludzie z całej Polski, pytając, czy ktoś nie chce sprzedać działki albo domu. Jednak o nieruchomości coraz trudniej, a większość nowych domów budują miejscowi. – Wielu młodych nie chce wyjeżdżać za granicę. Mieszkają na miejscu i choć nie pracują jak rodzice na roli, to znajdują zatrudnienie w Rabce, Czarnym Dunajcu czy nawet Zakopanem – tłumaczy sołtys.
Załuczne jest wsią położoną najbliżej ogromnych torfowisk orawsko-nowotarskich. To wydaje się ogromną szansą, jednak jak dotąd – niewykorzystaną. Niestety, póki co nikt nie ma pomysłu ani czasu. Sołtys przyznaje, że była nawet propozycja powołania stowarzyszenia właścicieli i użytkowników torfowisk, ale nie było osoby, która miałaby czas i dość przebojowości, by zebrać chętnych i poprowadzić organizację.
– Wystarczy wyjść za dom, podejść kawałek i jesteśmy w dziewiczej puszczy – podkreśla sołtys, spoglądając na rozległe połacie za domem. – Asfaltu tu nikt nie zrobi, bo się nie da, ale można wytyczyć ścieżki, podsypać miejscami trochę żwiru, żeby dało się przejechać na rowerze. Zdaniem Czepiela problemem jest także niezrozumienie mieszkańców dla programu Natura 2000. To jednak wina odgórnego narzucania granic terenów ochronnych i braku informacji na temat tego, co wolno, a czego nie wolno na tego typu obszarze ochronnym. – A przecież ludzie sami wiedzą dobrze, że torfowiska trzeba chronić. Przecież w latach dziewięćdziesiątych zlikwidowaliśmy 2 kilometry rowów melioracyjnych – wyjaśnia.