“n.p.m.”, maj 2007
W majowym wydaniu “n.p.m.” magazynu turystyki górskiej: Dookoła Morza Tasmana; Refleksje organizatora – Biwak Zimowy n.p.m. Salewa 2007; Magia szałasu; Na ratunek; Testy termosów.
Dookoła Morza Tasmana
Zaprawieni w walce z trudnymi warunkami klimatycznymi po rowerowej wyprawie przez Islandię, tym razem zmierzyliśmy się z trudami australijskiej i nowozelandzkiej zimy. W ciągu 63 dni przemierzyliśmy ponad 14 000 kilometrów. Rowerami pokonaliśmy górzyste tereny Antypodów, a samochodem wjechaliśmy w głąb Pustyni Simpsona, Pustyni Sturta oraz Pustyni Tirari. Na kajakach dostaliśmy się na bezludne wyspy w rejonie Whitsunday, gdzie poznaliśmy piękno podwodnego świata. Śladami Strzeleckiego weszliśmy na Górę Kościuszki, a także, na wzór Marka Inglisa próbowaliśmy zdobyć niedostępny zimą najwyższy szczyt Nowej Zelandii, Mount Cook. Mimo nieprzyjaznych człowiekowi warunków, podjęliśmy się wspinaczki na pięć szczytów. Stanęliśmy na trzech.
Refleksje organizatora
Biwak Zimowy n.p.m. Salewa 2007
Drugi Biwak Zimowy n.p.m. zakończony. Wszyscy uczestnicy przeżyli i – jak można wywnioskować z opinii wyrażanych w trakcie imprezy – wrócili zadowoleni, pełni nowych górskich doświadczeń oraz naładowani praktyczną wiedzą.
Miejscem akcji była tym razem polana w pobliżu Bacówki nad Wierchomlą w Beskidzie Sądeckim. Wieloletnie obserwacje pokrywy śnieżnej na tej polanie dawały nadzieję na śnieg nawet podczas tegorocznej bezśnieżnej zimy. I rzeczywiście: chociaż w dolinach królowała już wiosna, koło schroniska utrzymywała się ciągła pokrywa śnieżna o grubości od 20 do 30 cm. Podstawowym celem szkoleniowym biwaku było zapoznanie uczestników ze sposobami biwakowania w śniegu i – przynajmniej u niektórych – przełamanie pewnych oporów przed rozbiciem namiotu zimą. Absolutny brak pokrywy śnieżnej w górach w tym roku spowodował panikę wśród organizatorów – zimowy biwak na zielonej trawie? Dopiero moje uspokajające telefony z Bacówki nad Wierchomlą do Redakcji na dwa dni przed biwakiem uspokoiły skołatane nerwy organizatorów. Śniegu wystarczyło na wykopanie platform pod namioty i budowę murków osłaniających przed wiatrem.
Magia szałasu
Pasterskie szałasy, malowniczy element górskiego krajobrazu, coraz częściej stoją na halach i polanach zaniedbane i opuszczone, odwiedzane jedynie przez turystów. Chociaż już dawno uznano je za zabytki, ubywa ich z każdym rokiem. Wiele z nich nie popadło w całkowitą ruinę tylko dzięki troskliwej opiece pracowników parków narodowych i konserwatorów. Odchodzą powoli w przeszłość wraz z tradycyjną góralską wsią, a te, w których jeszcze tętni życie, zdominowała nowoczesność.
Na ratunek
Długa i śnieżna zima 2006 r. rozpoczęła się intensywnymi opadami śniegu już w październiku 2005 r. Ten fakt, oprócz bardzo dobrych warunków narciarskich przez cały sezon, spowodował również, że śnieg w wyższych partiach Tatr, zwłaszcza na północnych stokach, we wszystkich żlebach, jarach i kotlinkach, zalegał aż do lipca. Wyżej położone szlaki były w najtrudniejszych miejscach przez długi czas pokryte twardą warstwą zlodowaciałego śniegu. Stwarzało to spore problemy turystom i często doprowadzało do poślizgnięć, upadków i innych urazów. W miarę dobra pogoda latem spowodowała, że każdego dnia Tatry odwiedzały rzesze turystów, którzy wędrowali po wszystkich szlakach. Nie odkryję Ameryki, twierdząc, że nie wszyscy byli odpowiednio przygotowani do wysokogórskich wycieczek i wyekwipowani. Rok 2006 był kolejnym, w którym wśród ratowników zanikało pojęcie sezonu. Możemy powiedzieć, że sezon dla ratowników trwa cały rok. Tylko jego intensywność i rodzaj wypadków zmieniają się wraz z porami roku. Poniżej przykłady kilku wypadków, do których doszło w omawianym okresie.
Testy termosów
Podczas kilkudniowych wypraw, szczególnie zimowych czy połączonych z biwakowaniem, termos jest praktycznie niezastąpiony. Topiąc wodę ze śniegu i gotując ją w niskich temperaturach, zużywamy dużo czasu i paliwa. Zaparzamy herbatę w termosie, a potem przez dłuższy czas możemy się delektować jej ciepłem i aromatem.
Termosy stalowe prawie całkowicie wyparły stosowane jeszcze niedawno szklane, które często lepiej „trzymały” ciepło, ale nawet niewielki uderzenie, o które w górach nietrudno, powodowało rozbicie termosu w drobny mak.
Termos możemy uznać za dobry, jeśli po 6 godzinach temperatura wody wynosi 68 st.C lub więcej, przy założeniu, że termos ma zakręcony korek, założony kubek i jest całkowicie wypełniony. Na czas pomiaru (przeprowadzanego szybko!) odkręcamy korek i wsuwamy do środka termometr. Kubek stanowi dodatkową osłonę termiczną korka oraz miejsca, w którym wewnętrzna ścianka łączy się z zewnętrzną. Są to szczególnie newralgiczne punkty termosu, ważne tak samo jak ciśnienie w warstwie izolującej. Łatwo możemy się o tym przekonać: wlewamy do naszego termosu gorącą wodę i po chwili dotykamy ręką okolic szyjki. Powinna być zauważalnie cieplejsza od reszty obudowy. Im mniej, tym lepiej. Termosy o większej pojemności dłużej „trzymają” ciepło, gdyż mają korzystniejszy stosunek objętości do powierzchni ścianek.
Poza tym w numerze
Najwyższe szczyty najmniejszych państw w Europie
Przyroda Arktyki
W cieniu Kazbeka
Droga Sudecko-Karpacka