Netia K2 Polska Wyprawa Zimowa
16 grudnia 2002 r. wyruszyła zimowa wyprawa na drugi szczyt Ziemi – K2 (8611 m n.p.m.), od północnej, chińskiej strony. Wyprawa została zorganizowana przez Polski Związek Alpinistów. Jej kierownikiem był Krzysztof Wielicki, jeden z najwybitniejszych himalaistów na świecie.
Kierownik wyprawy:
Krzysztof Wielicki
Organizator:
Polski Związek Alpinizmu PZA
Producent na zlecenie PZA:
COSMOS Entertainment
Cel wyprawy:
Pierwsze w historii wejście zimowe na szczyt K-2 (8 611 m n.p.m.). Jako drogę wybrano Filar Północny, podstawę którego można osiągnąć z prowincji Xinjang w Chinach.
Czas trwania wyprawy:
16 grudnia 2002 r. – marzec 2003 r.
Netia K2 Polska Wyprawa Zimowa 2002/2003
16 grudnia 2002 r. wyruszyła zimowa wyprawa na drugi szczyt Ziemi – K2 (8611 m n.p.m.), od północnej, chińskiej strony. Wyprawa została zorganizowana przez Polski Związek Alpinistów. Jej kierownikiem był Krzysztof Wielicki, jeden z najwybitniejszych himalaistów na świecie.
Próbę zimowego podboju K2, przez wielu uważanego za największe wyzwanie dzisiejszego himalaizmu, alpiniści pragną rozpocząć jeszcze u schyłku obecnego roku ogłoszonego przez Organizację Narodów Zjednoczonych Międzynarodowym Rokiem Gór. Patronat medialny nad tym sportowym i eksploracyjnym wydarzeniem objęły: TELEWIZJA POLSKA S.A., dziennik RZECZPOSPOLITA, oraz portal internetowy ONET.PL
Głównym sponsorem Wyprawy jest:
NETIA TELEKOM S.A.
Po raz pierwszy w historii polskich wypraw, ekspedycja ma swojego producenta. Producentem ekspedycji na zlecenie Polskiego Związku Alpinizmu jest COSMOS Entertainment, firma odpowiedzialna za pozyskanie źródeł finansowania przedsięwzięcia, zorganizowanie wyprawy, oraz za stworzenie w porozumieniu ze Sponsorami i Patronami Medialnymi spójnej kampanii informacyjnej.
K2 jest najtrudniejszym do zdobycia ośmiotysięcznikiem. Leży w paśmie Karakorum na granicy Chin i Pakistanu w pobliżu antycznego Jedwabnego Szlaku. Historia jego eksploracji jest długa i dramatyczna. Do dzisiaj na jego wierzchołku stanęło niespełna 200 osób. W zimie nie udało się to jeszcze nikomu. Polacy mają wiele osiągnięć na tej górze w sezonach letnich. Nasi alpiniści poprowadzili lub wytyczyli na niej cztery drogi. Pierwszym Polakiem, a zarazem pierwszą kobietą na szczycie K2 była Wanda Rutkiewicz.
Celem obecnej wyprawy jest Filar Północny, którym Krzysztof Wielicki wspiął się na wierzchołek latem 1996 r.
Z Korony Himalajów – 14 szczytów ośmiotysięcznych naszej planety tylko 7 zostało pokonanych zimą. Wszystkie pierwsze wejścia należą do Polaków, którzy konsekwentnie starają się realizować Polski Program Zimowej Eksploracji Himalajów i Karakorum – w dobie komercjalizacji wspinaczki wysokogórskiej pozostający wyzwaniem sportowym najwyższej próby.
Obecna wyprawa poświęcona jest pamięci Andrzeja Zawady, twórcy idei zmierzenia się z najwyższymi szczytami świata zimą.
Kierownik ekspedycji, Krzysztof Wielicki jest piątym człowiekiem, który zdobył Koronę Himalajów. Na trzy z nich (w tym na Mount Everest), wszedł zimą jako pierwszy. Wspinał się na nie także samotnie, w stylu alpejskim i nowymi drogami.
Skład wyprawy
Himalaiści | ||
Krzysztof Wielicki |
Polska | Kierownik |
Jacques Olek |
Kanada | Zastępca kierownika |
Jacek Berbeka |
Polska | – |
Marcin Kaczkan |
Polska | – |
Piotr Morawski |
Polska | – |
Jerzy Natkański |
Polska | – |
Maciej Pawlikowski |
Polska | – |
Jan Szulc |
Polska | – |
Dariusz Załuski |
Polska | – |
Gia Tortladze |
Gruzja | – |
Denis Urubko |
Kazachstan | – |
Vasilij Pivtsov |
Rosja | – |
Ilias Thukvatulin |
Uzbekistan | – |
Bogdan Jankowski |
Polska | Radiooperator |
Roman Mazik |
Polska | Lekarz |
Grupa wspomagająca | ||
Bartosz Duda |
Polska | – |
Jacek Jawień |
Polska | – |
Piotr Kubicki |
Polska | – |
Jacek Teler |
Polska | – |
Zbigniew |
Polska | – |
Mikołaj |
Polska | – |
Media | ||
Rzeczpospolita |
||
Monika Rogozińska |
Polska | Dziennikarz |
TVP |
||
Robert Wichrowski |
Polska | Kierownik ekipy TV |
Jacek Zbudniewek |
Polska | Technik |
Bartosz Prokopowicz |
Polska | Filmowiec |
Jeremiasz Prokopowicz |
Polska | Filmowiec |
Grzegorz Gaj |
Polska | Filmowiec |
Marek Straszewski |
Polska | Fotograf |
Przedstawiciel producenta “COSMOS Entertainment” | ||
Michał Zieliński |
Polska | – |
Terminarz
Terminarz przedwyprawowy | |
zatwierdzenie składu przez PZA |
jesień 2002 |
prace przygotowawcze, organizacja |
jesień 2002 |
wyjazd organizacyjny do Chin i Pakistanu |
11/2002 |
wysyłka sprzętu i żywności |
7-8/12/2002 |
wylot uczestników |
16/12/2002 |
Terminarz wyprawowy | |
zbiórka uczestników w Bishkek (Kirgizja) |
17/12/2002 |
przejazd samochodami ciężarowymi do |
18/12/2002 |
organizacja, zakupy żywności |
20/12/2002 |
wyjazd samochodem ciężarowym do Mazar |
21-22/12/2002 |
karawana 70 wielbłądów do tzw. bazy chińskiej (3 800 |
22-29/12/2002 |
dotarcie do bazy głównej na lodowcu |
31/12/2002 |
wahadłowy transport sprzętu i żywności z bazy chińskiej do bazy wyprawy przez tragarzy z Hunzy |
1/01- 20/01/2003 |
zasadnicza alpinistyczna działalność wyprawy powyżej bazy |
2/01-26/02/2003 |
planowany atak szczytowy |
26/02/2003 |
Terminarz powyprawowy | |
karawana powrotna |
26/02-10/03/2003 |
powrót do Kashgar |
11/03/2003 |
powrót do Bishkek |
14/03/2003 |
powrót do Warszawy |
16/03/2003 |
Droga na szczyt

Relacja pierwsza (21 XII 2002)
W poniedziałek 16 grudnia odlecieli samolotem z Warszawy przez Londyn do Biszkeku, stolicy Kirgistanu, uczestnicy polskiej zimowej wyprawy na drugi co do wysokości szczyt świata K2 (8611 m n.p.m.). Kierownikiem tego bardzo trudnego i ryzykownego przedsięwzięcia jest znany himalaista Krzysztof Wielicki, zdobywca Korony Himalajów.
W skład wyprawy wchodzą zakopiańczycy – Maciej Pawlikowski, Jacek Berbeka i Roman Mazik. Zimowe wyprawy w najwyższe góry świata są specjalnością polskich himalaistów, którzy dotychczas w okresie zimowym zdobyli w Himalajach siedem głównych ośmiotysięczników. Było to w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, w okresie wielu znaczących osiągnięć naszych alpinistów w górach wysokich. Pierwszym szczytem zdobytym w zimie przez Polaków był Mount Everest, na który weszli w 1980 r. Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy. Potem były następne: w 1984 r. – Manaslu (Maciej Berbeka i Ryszard Gajewski), w 1985 r. – Dhaulagiri (Jerzy Kukuczka i Andrzej Czok), Cho Oyu (Maciej Berbeka i Maciej Pawlikowski oraz kilka dni później Andrzej Heinrich i Jerzy Kukuczka), w 1986 r. – Kangchenjunga (Jerzy Kukuczka i Krzysztof Wielicki), w 1987 r. – Annapurna (Jerzy Kukuczka i Artur Hajzer) i w 1988 r. – Lhotse (Krzysztof Wielicki). Na niższy wierzchołek Broad Peaku – Rocky Summit wszedł zimą w 1988 roku Maciej Berbeka.
Były również niepowodzenia. Nie udało się uczestnikom czterech wypraw wejść na Nanga Parbat, a w ubiegłym roku również na Makalu. Nie powiodło się w latach 80. wejście na K2, chociaż była to wyprawa zorganizowana z dużym rozmachem przez Andrzeja Zawadę, kierownika wielu wypraw himalajskich. Na “Żebrze Abruzzi” udało się wówczas dotrzeć jedynie do wysokości 7200 metrów.
Cel, jaki wytyczyli sobie obecnie polscy himalaiści, jest bardzo ambitny, wejście na szczyt od strony chińskiej północnym filarem. Droga ta pokrywa się częściowo z drogą japońską z 1982 roku i jest Wielickiemu znana, gdyż wchodził nią na K2 w 1996 roku, ale wówczas było to latem. Wejście tą drogą w zimie będzie znacznie trudniejsze, szczególnie w oblodzonym podszczytowym kuluarze. Doskonale zdają sobie z tego sprawę uczestnicy wyprawy, jak również jej lider, który w wypowiedziach co do szans powodzenia wyprawy był oszczędny w słowach. Z pewnością będzie ciężko, ale w powodzenie wyprawy trzeba wierzyć.
Krzysztof Wielicki ma spośród wszystkich uczestników tej wyprawy największe doświadczenie himalajskie. W latach 1980-1996 wszedł na 14 głównych ośmiotysięczników i jako piąty człowiek na świecie zdobył Koronę Himalajów. W sumie ma na koncie 15 wejść na ośmiotysięczniki, gdyż na Manaslu był dwukrotnie. Uczestniczył również lub kierował wyprawami, które zakończyły się niepowodzeniem. To wieloletnie doświadczenie z pewnością wykorzysta teraz zarówno w działalności górskiej, jak i kierowaniu zespołem, którego stać na zrealizowanie przedsięwzięcia.
W skład wyprawy oprócz Wielickiego wchodzi 14 himalaistów – większość z nich ma na koncie wejścia na ośmiotysięczniki. W Karakorum wyjechało ponadto sześciu uczestników, którzy będą pomagali w transporcie sprzętu i żywności, jako zespół wspierający wyprawę. W wyprawie uczestniczą: Krzysztof Wielicki – kierownik, Jacques Olek (Kanada) z-ca kierownika, Jacek Berbeka, Bogdan Jankowski – kierownik techniczny, Marcin Kaczkan, Roman Mazik – lekarz, Piotr Morawski, Jerzy Natkański, Maciej Pawlikowski, Jan Szulc, Dariusz Załuski, Gia Tortladze (Gruzja), Denis Urubko (Kazachstan), Wasilij Pivtsov (Rosja) i Ilias Thukvatulin (Uzbekistan). W skład zespołu wspierającego wchodzą: Bartosz Duda, Jacek Jawień, Piotr Kubicki, Jacek Teler, Zbigniew Terlikowski i Mikołaj Zieliński. W transporcie do bazy, która ma być założona na lodowcu K2, będzie również pomagało pięciu tragarzy. Maciej Pawlikowski Jest jednym z najbardziej doświadczonych polskich himalaistów. Uczestniczył w 12 wyprawach w najwyższe góry świata, był zawsze mocnym punktem wypraw organizowanych przez Andrzeja Zawadę. Wszedł tylko na jeden ośmiotysięcznik, ale na wszystkich wyprawach wykonywał zawsze z dużym poświęceniem wszystkie polecenia kierownika wyprawy. Wielokrotnie zakładał najwyżej położone obozy, z których potem koledzy wyruszali do ataku szczytowego. Pierwszy jego wyjazd w Himalaje był w 1979 roku na Peak 29. Uczestniczył wówczas w wyprawie zorganizowanej przez Klub Wysokogórski w Zakopanem, a kierowanej przez Ryszarda Szafirskiego. Jeszcze zimą tego samego roku wyjechał na zimową, narodową wyprawę na Mount Everest, która zakończyła się powodzeniem. Potem były następne: zakopiańskie wyprawy na Annapurnę (1981) i na Manaslu (1983/1984), zimowa wyprawa Zawady na Cho Oyu, wtedy wszedł na szczyt (1984/1985), zakopiańska wyprawa na Cho Oyu (1986), wyprawa Eugeniusza Chrobaka na Dhaulagiri (1986), zimowa Andrzeja Zawady na Nanga Parbat (1986/1987), Krzysztofa Wielickiego na Lhotse (1987), zimowa Andrzeja Zawady na K2 (1987/1988), Jerzego Kukuczki na Lhotse (1988) i zimowa Krzysztofa Wielickiego na Makalu (2000/2001). – Uważam, że zespół polski jest dosyć mocny – powiedział Maciek. – Mamy w naszym składzie dobrych alpinistów z byłych republik radzieckich, których jeszcze nie znam, z wyjątkiem Gia Tortladze, ale słyszałem o nich, że są dobrzy.
Pod względem sprzętowym wyprawa jest dobrze wyposażona, agencja Cosmos Entertainment, która wiele spraw organizacyjnych i papierkowych nam załatwiła, pozyskała również znaczne środki finansowe. 16 grudnia lecimy samolotem przez Londyn do Biszkeku w Kirgistanie. Stamtąd jedziemy samochodami z całym bagażem ponadczterotonowym do Kaszgaru, a następnie do Mazaru położonego na wysokości około 3500 m. Dalej ruszamy pieszo, a bagaże będą transportowane na wielbłądach. Wejdziemy na przełęcz Argil Pas (ok. 4800 m n.p.m.), po czym ponownie trzeba będzie zejść w dół do doliny na 3700 metrów. Doliną będziemy podchodzili w górę jeszcze cztery dni, aż do czoła lodowca K2. Stąd wielbłądy zawrócą, a dalszy transport z pomocą pięciu kulisów i grupy wspierającej wykonamy sami, po lodowcu na odcinku około 15-kilometrowym, aż do bazy głównej, którą ustawimy na wysokości 5100 m. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to sylwestra spędzimy już w bazie, ale święta prawdopodobnie gdzieś w drodze, może w rejonie przełęczy Argil Pas. Wszystko jednak zależeć będzie od warunków, jakie napotkamy na trasie. Jacek Berbeka Chce wejść na szczyt. Byłby to dla niego kolejny ośmiotysięcznik, których ma w górskim dorobku cztery. Lubi chodzić swoim, dość szybkim tempem, nie korzysta ze wsparcia tlenowego ani z tlenu medycznego w czasie odpoczynku w obozach. Czasem podejmuje decyzje dość ryzykowne i nie zawsze się asekuruje. Był już osiem razy na wysokości powyżej ośmiu tysięcy metrów. W 1995 roku wszedł w odstępie kilku dni na Gasherbrum I i Gasherbrum II w Karakorum, a w następnym roku w Himalajach na Cho Oyu i Shisha Pangme. Próbował wtedy zdobyć jeszcze Nanga Parbat, ale wycofał się. Z tym szczytem zmierzył się wcześniej, zimą 1990/1991. Dwukrotnie solo lub z partnerem wchodził na Mount Everest od strony tybetańskiej, jednak bardzo złe warunki atmosferyczne zmusiły go do odwrotu, w 1998 roku z wysokości około 8400 m, a w 2000 roku z 8600 m. Nie korzystał wówczas ze wspomagania tlenowego w czasie wspinaczki, ani z tlenu medycznego.
Jacek przed wyjazdem nie ukrywał, że chce być wśród tych, którzy będą atakowali szczyt. – Kondycję mam dobrą, taką jak zawsze, tak jak byłbym zdany tylko na własne siły. Założenia mam takie same, jak na każdej mojej wyprawie. Na pytanie, czy również tym razem będzie wchodził na szczyt bez wsparcia tlenowego, odpowiedział: Przecież wiesz, nie musisz pytać, chyba że chcesz mnie wkurzyć – zażartował. Potem pokazał mi na plakacie wyprawowym przebieg drogi, którą będą się wspinali i jej kluczowe miejsca, a także miejsca, gdzie mają stanąć obozy pośrednie. Na północnym filarze te najwyższe mają zostać założone na wysokości: 6900 m, 7500 m i 7800 m. Z tego ostatniego miałby nastąpić atak szczytowy. Być może, że trzeba będzie jeszcze ustawić jeden, w kuluarze na wysokości 8200 m, w którym po zejściu ze szczytu można przenocować, ale kto go ustawi? Ten ostatni odcinek będzie z pewnością bardzo trudny, zalodzony, trzeba będzie dużo poręczować, ale zobaczymy. Jesteśmy bardzo dobrze wyekwipowani. Mamy dobre buty, rękawice, czapki, kombinezony szyte na miarę, dużo żywności i dwa rodzaje paliwa, płynne i gazowe, którego będziemy używać w zależności od warunków.
Roman Mazik Jeszcze zanim zamieszkał w Zakopanem po studiach medycznych, zawsze marzył o wyjeździe w Himalaje, a przede wszystkim chciał się znaleźć na lodowcu Baltoro, właśnie pod K2. Przypadek zrządził, że kiedy w 1986 roku Andrzej Zawada organizował zimową wyprawę na drugi szczyt świata, zaproponował funkcję lekarza Robertowi Janikowi. Ten nie mógł pojechać i wskazał na Romka Mazika, który zgodził się natychmiast. Pojechał na tę wyprawę i tym samym spełniło się jego marzenie przebywania wśród najpiękniejszych szczytów świata. Podziwiał zatem: Masherbrum, Mustag Tower, całą grupę Trango, a także Gasherbrumy, Broad Peak i K2. Razem z Piotrkiem Malinowskim byli wówczas w grupie organizującej karawanę, która przygotowywała bazę dla grupy, która miała atakować szczyt. Potem były jeszcze dwie wyprawy zimowe. Pełnił na nich funkcję lekarza, a w miarę wolnego czasu prowadził działalność górską pomagając w transporcie i zakładaniu obozów. Po dwóch latach od pamiętnej wyprawy Andrzeja Zawady na K2 uczestniczył w zakopiańskiej wyprawie zimowej na Nanga Parbat od strony Rupalu. Jej kierownikiem był wówczas Maciej Berbeka. Z nisko położonej bazy na 3800 metrów zrobiono ponad trzy tysiące metrów ściany, ale szczytu nie udało się osiągnąć. Przed dwoma laty Romek Mazik uczestniczył w zimowej wyprawie na Makalu, kierownikiem był Krzysztof Wielicki. Zima była sucha, bez opadów. Wiatr przenosił tumany kurzu po lodowcu Barun, prawie wszyscy uczestnicy wyprawy chorowali, bo pył wdzierał się wszędzie, do nosa i oczu, zaklejał śluzówki. – To spowodowało, że byłem prawie cały czas zajęty leczeniem kolegów i nie mogłem uczestniczyć w zakładaniu obozów pośrednich – powiedział Romek. – Teraz na tej wyprawie jestem całkowicie zdany, jako lekarz, na własne siły. Działamy od strony chińskiej, gdzie w każdej sprawie trzeba zwracać się do wojska, a to trwa. Co innego od strony nepalskiej, gdzie są agencje turystyczne, helikoptery, grupy ratunkowe. Dlatego ja muszę mieć wszystko. Mam dwie duże beczki 120-litrowe leków i sprzętu medycznego, mały zestaw do chirurgii i intensywnej terapii oraz z zakresu ortopedii. Widzę jednak w swej pracy mnóstwo ograniczeń, które mogą wystąpić tam na miejscu w górach. W warunkach niskich temperatur wszystkie ampułki zamarzają, a niektóre mogą nawet pęknąć. Część z nich po zamarznięciu może zmienić właściwości leku. Żaden farmaceuta, którego pytałem, czy nawet producent leku nie potrafił odpowiedzieć, jak będzie się zachowywał lek, który zostanie przemrożony, a następnie odmrożony, czy nie zmienią się jego własności fizyko-chemiczne albo medyczne. Leczenie kroplówkami również stoi pod znakiem zapytania. Żeby podłączyć kroplówkę, temperatura podawanego płynu musi być zbliżona do temperatury ciała. Jeżeli przetoczymy komuś płyn o temperaturze 2 stopni, może dojść do zatrzymania krążenia. Te wszystkie skomplikowane rzeczy będę musiał rozwiązywać sam, tam na miejscu i jakoś sobie radzić. Mogę się pochwalić tym, że dzięki moim staraniom oraz kierownictwa wyprawy będę miał do dyspozycji tzw. “Worek Gamowa”, czyli komorę hiperbaryczną, do której wkłada się człowieka z ostrymi objawami choroby wysokościowej i pompuje się do niej powietrze, podwyższając ciśnienie, które wskazywane jest na wysokościomierzu. Można sztucznie stworzyć w tym worku takie ciśnienie, jakie jest na niższych wysokościach, a więc zadziałać tak, jakbyśmy kogoś sprowadzali w dół do obozów niższych. W ciągu godziny, bez żadnych leków i bez podawania tlenu, można doprowadzić do znacznej poprawy i uratować od śmierci. “Worek Gamowa”, który mam dostać z Australii, kosztuje około 1400 dolarów i waży 4 kg.
Na zakończenie naszej rozmowy Romek Mazik powiedział: – W każdej prawie ważniejszej wyprawie uczestniczy zawsze ktoś z Zakopanego. Wielokrotnie brali w nich udział również lekarze. Pierwszym był Jurek Hajdukiewicz – wziął udział w dwóch wyprawach szwajcarskich na Dhaulagiri. Potem w kilku wyprawach lekarzem był Robert Janik, bodaj dwukrotnie również Józek Janczy. Ja wyjeżdżam po raz czwarty. Wszystkie moje wyprawy były zimowymi, nawet nie wiem, jak wyglądają Himalaje czy Karakorum latem. Szczęście dotychczas mi sprzyjało. Jako lekarz nie byłem świadkiem żadnej tragedii, wszyscy w moim towarzystwie przeżyli i nikt poważnie nie chorował. Myślę, że i tym razem tak będzie.
Głównym sponsorem wyprawy jest Netia, a drugim Lech Premium. Organizatorem jest Polski Związek Alpinizmu, patronami medialnymi są: Telewizja Polska (wysłała na wyprawę sześciu swoich pracowników, którzy od 6 stycznia będą przekazywali relacje z jej przebiegu), “Rzeczpospolita”, której reporterką jest Monika Rogozińska i polski portal internetowy onet. pl. My również będziemy informowali naszych czytelników o przebiegu wyprawy.
Apoloniusz Rajwa
Tygodnik Podhalański
Relacja druga (8 I 2003)
Pierwsze metry na Filarze Północnym Grupa himalaistów z Krzysztofem Wielickim na czele założyła w ostatnich dniach grudnia bazę główną pod K2 na wysokości 5100 metrów. Już w pierwszy dzień nowego roku rozpoczęto zakładanie lin poręczowych na dolnym odcinku Filara Północnego. Dotychczas zaporęczowano około 800 metrów i założono obóz I na wysokości 5900 metrów.
W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia karawana wyprawy dotarła do bazy chińskiej na wysokości 3800 metrów. Jeden dzień poświęcono na jej zagospodarowanie i przepakowanie ekwipunku. Następnie ekspedycja wyruszyła w górę doliny, gdzie najpierw założono tzw. bazę włoską na wysokości 4400 metrów, a w sylwestra ustawiono również bazę główną na wysokości 5100 metrów. W Nowy Rok siedmioosobowy zespół podszedł pod Północny Filar K2 w celu założenia depozytu i rozpoznania warunków w dolnej części filara. W ciągu pierwszych dwóch dni zakładali na nim liny poręczowe najpierw Kazachowie Denis Urubko i Wasylij Piwcow, a następnie Dariusz Załuski z Maciejem Pawlikowskim oraz Piotr Morawski i Marcin Kaczkan.
W sobotę, 4 stycznia, Gruzin Gia Tortladze i Uzbek Ilias Thukvatulin umocowali następne 150 metrów lin poręczowych, a w niedzielę, w 52. urodziny kierownika wyprawy Krzysztofa Wielickiego, Denis Urubko i Wasylij Piwcow oraz polska dwójka transportująca sprzęt Jacek Berbeka i Jerzy Natkański dotarli do wysokości 5900 metrów, gdzie założyli obóz I.
Pogoda na razie sprzyja działalności górskiej, chociaż temperatura powietrza spada w nocy do minus 30 stopni. Filar Północny, który jest dobrze widoczny z bazy głównej, wygląda w porze zimowej niezwykle groźnie i ponuro. Jest na nim między partiami skalnymi twardy, zlodowaciały śnieg. Wspinaczka lodowo-skalna będzie niezwykle trudna i wyczerpująca. Każdy metr ściany musi być w tych warunkach dobrze ubezpieczony linami poręczowymi. Kierownik wyprawy przewiduje, że poręczowanie i zakładanie obozów do wysokości 8000 metrów potrwa około miesiąca.
Jak donosi w swej relacji Monika Rogozińska, korespondentka “Rzeczpospolitej”, 4 stycznia opuściła bazę chińską, wracając w drogę powrotną do kraju, trójka telewizyjno-filmowa: Robert Wichrowski oraz Bartłomiej i Jeremi Prokopowiczowie. Pozostało tylko dwóch z pięcioosobowej ekipy TVP 1. Funkcję operatora filmowego będzie teraz pełnił Michał Zieliński, filmowiec amator. W poniedziałek 6 stycznia, o godzinie 16:50 w telewizyjnej “jedynce” ukazała się pierwsza relacja z wyprawy, następne będą emitowane przed Teleexpresem od poniedziałku do piątku przez cały czas trwania wyprawy. W tym tygodniu bazy chińska i włoska mają zostać zlikwidowane, a cały ekwipunek będzie przeniesiony do bazy głównej.
Apoloniusz Rajwa
Tygodnik Podhalański
Relacja trzecia (15 I 2003)
Wszyscy uczestnicy wyprawy Netia-K2, są już w bazie głównej pod K2 na wysokości 5100 m n.p.m.
Na tej wysokości budują swój dom, w którym mieszkać będą przez następne tygodnie. Ustawiane są namioty bazowe, instalowana jest całość sprzętu satelitarnego. Miejmy nadzieje, ze teraz kontakt z nimi będzie częsty i stały. Pogoda jest rewelacyjna. Wiatr nie jest tak silny, owszem jest zimno (temperatura -30 w nocy), ale sucho.
Wszyscy patrzą na Górę Gór optymistycznie i sądząc po tempie prowadzenia przez Krzysztofa Wielickiego akcji górskiej, miejmy nadzieje, ze na przełomie stycznia i lutego, zaporęczują Filar Północny. Obecnie, jak 13 stycznia mówił Krzysztof, stoi obóz I na wysokości 5900 m n.p.m., i w ciągu dwóch kolejnych dni ustawiony będzie obóz II na wysokości około 6600 m n.p.m.
pascal.onet.pl
Relacja czwarta (19 I 2003)
W minionym tygodniu przerwano poręczowanie na Filarze Północnym. Wysiłek całego zespołu skupił się na transporcie sprzętu ekipy telewizyjnej i pozostałego ekwipunku oraz żywności z bazy chińskiej (3900 m n.p.m.) do bazy głównej (5100 m n.p.m.).
Na dolnym odcinku Filara Północnego założono około 1500 metrów lin poręczowych. Stanął również obóz I na wysokości 5900 metrów. Założyli go Denis Urubko i Wasylij Piwcow. 8 stycznia kierownik wyprawy – Krzysztof Wielicki oraz Jerzy Natkański i zakopiańczyk Jacek Berbeka założyli 250 metrów lin poręczowych powyżej obozu I, docierając do wysokości około 6100 metrów. Nocowali w obozie I i na drugi dzień zeszli do bazy głównej.
Na zachodniej stronie filara – jak powiedział Wielicki – śnieg jest zwiany, występuje twardy lód, po którym trzeba się wspinać prawie tysiąc metrów przy poręczówkach. Wyżej jest więcej partii skalnych, może będzie łatwiej.
Jacek Jawień, najmłodszy uczestnik wyprawy, członek zespołu wspierającego, miał objawy choroby wysokościowej w bazie włoskiej na wysokości 4400 metrów. Wystąpiło u niego spłycenie oddechu, utrata sił oraz dolegliwości żołądkowo-jelitowe. Zaopiekował się nim lekarz Romek Mazik – sprowadził go do bazy chińskiej, gdzie dolegliwości ustąpiły. Młody wspinacz rozpoczął aklimatyzację od nowa.
W ostatnich kilku dniach wszyscy uczestnicy wyprawy zajęli się transportem sprzętu telewizyjnego, elektronicznego i zasilania z bazy chińskiej na lodowiec K2, do bazy głównej. Tam trzeba wszystko ustawić i zamontować, by nie stracić łączności ze światem. Na razie wszystko przebiega zgodnie z planem. Jeżeli pogoda pozwoli, to w najbliższych trzech dniach powinien zostać założony obóz II na wysokości 6600 metrów. Potem zakładane będą obozy wyższe, aż do wysokości 8000 metrów. Wtedy dopiero można będzie przystąpić do ataku szczytowego. Najpierw jednak alpiniści muszą założyć 4000 metrów lin poręczowych.
Apoloniusz Rajwa
Tygodnik Podhalański
Relacja piąta (4 II 2003)
W ubiegłym tygodniu nastąpiło w Karakorum załamanie pogody, co bardzo utrudniło, a następnie uniemożliwiło działalność górską. Brak w miarę wygodnego miejsca na ustawienie namiotów w obozie II na wysokości 6600 metrów i silne wiatry spowodowały, że od tygodnia nasi himalaiści nie zdobyli kolejnych metrów wysokości na Filarze Północnym.
Denis Urubko, Wasilij Piwcow i Ilias Thukwatullin po założeniu prowizorycznego obozu II na wysokości 6600 metrów na Filarze Północnym spędzili trudną noc w jednym namiocie, nie mając odpowiedniego ekwipunku biwakowego. Na następny dzień zeszli w dół do bazy głównej. Następny zespół Marcin Kaczkan i Piotr Morawski doszli do “dwójki”. Na drugi dzień podeszli jeszcze kilkadziesiąt metrów wyżej w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na namiot. W rejonie tym napotkali ślady obozów poprzednich wypraw, zniszczone namioty wtopione w lód. W lodowym stoku wykuli czekanami platformę pod namiot. Po drugiej nocy spędzonej w obozie II zeszli do “jedynki”, a następnie do bazy.
W górę wyruszył kolejny zespół – Maciej Pawlikowski i Dariusz Załuski, któremu nie powiodła się pierwsza próba dojścia do obozu II. Zawrócili do “jedynki” i dopiero w następnym dniu dotarli do “dwójki”. Ich zadaniem było ustawienie na wykutej platformie drugiego namiotu. W nocy nastąpiło wyraźne załamanie pogody, gwałtownie wzrosła prędkość wiatru, co zagrażało życiu obu wspinaczy, gdyż namiot, w którym się znajdowali, stał tuż nad stromym skalno-lodowym stokiem.
Monika Rogozińska, korespondentka “Rzeczpospolitej”, donosiła z bazy pod K2: – Koło północy prędkość wiatru zaczęła wzrastać. Maciek i Darek siedzieli w namiocie w kombinezonach, butach i uprzęży, gotowi do ucieczki, która w tych warunkach w nocy, była raczej niemożliwa. Przywiązali się dodatkowo linami do podłoża, żeby nie zwiało ich z grani razem z namiotem. Zapierali się nogami, próbując plecami utrzymać namiot, od którego w pewnym momencie oderwały się dwa maszty porwane przez wiatr. Metr od namiotu zaczynała się przepaść. Tak przetrwali do świtu. Rano rozpoczęli odwrót, wpinając się do lin poręczowych. Na lodowym polu powyżej obozu I spadały na nich grudki lodu i kamienie. Jednym z nich Maciek dostał w głowę, na szczęście skończyło się na chwilowym zamroczoczeniu, potem miał znowu problemy ze wzrokiem, gdyż wiatr niosący pył lodowy i śnieżny uderzał prosto w oczy. Szczęśliwie udało im się dotrzeć do bazy.
Obecnie wszyscy uczestnicy wyprawy są w bazie głównej i oczekują na poprawę pogody. Dzięki Nazirowi Sabirowi, pakistańskiemu himalaiście zaprzyjaźnionemu z polskimi alpinistami, oraz dzięki meteorologowi Muhammadowi Hanifowi, otrzymują aktualne komunikaty meteorologiczne, według których poprawa pogody ma nastąpić za kilka dni. Z ostatniej chwili: 28 stycznia zrezygnowali z udziału w wyprawie i opuścili bazę główną – Gruzin Gia Tortladze i Uzbek Ulias Thukwatullin.
Apoloniusz Rajwa
Tygodnik Podhalański
Relacja szósta (10 II 2003)
W Karakorum nastąpiła kilkudniowa poprawa pogody, którą wykorzystują nasi alpiniści, poręczując Północny Filar K2. Dwa dni temu Jacek Berbeka z Krzysztofem Wielickim ustawili obóz III na wysokości 7200 metrów.
Jak już informowaliśmy, w ostatnich dniach stycznia osłabiony został skład ekipy wspinaczkowej. Wyprawę opuściło trzech alpinistów ze Wschodu, którzy uczestniczyli w niej na zaproszenie kierownika wyprawy Krzysztofa Wielickiego. 28 stycznia odeszli Gruzin Gia Tortladze i Uzbek Ilias Thukwatullin. Prawdopodobnie ten pierwszy chciał w możliwie najłatwiejszy sposób zdobyć kolejny, a przy tym trudny ośmiotysięcznik. Kiedy zorientował się, że nie jest to takie proste, znalazł pretekst, żeby wyprawę opuścić. Dwa dni później opuścił również wyprawę Kazach Walerij Piwcow, który tłumaczył Wielickiemu swoją decyzję względami rodzinnymi.
Tak więc ubyło trzech członków ekipy, która miała zakładać obozy wyższe i zdobywać szczyt. W tej sytuacji lider wyprawy postanowił włączyć do działalności górskiej na filarze młodych alpinistów z ekipy wspierającej, którzy byli zatrudnieni dotychczas do transportu między bazą chińską a główną. Teraz Jacek Jawień, Bartosz Duda, Jacek Teler, Zbigniew Terlikowski i Mikołaj Zieliński transportują sprzęt i żywność do obozu I, a nawet wyżej.
W ostatnim dniu stycznia Kazach Denis Urubko, jedyny z alpinistów wschodnich, który pozostał, oraz Piotr Morawski i Maciej Kaczkan doszli do obozu II. Ustawili nowy namiot na wykutej kilka dni wcześniej w lodzie platformie, a Denis porządnie go umocował i obłożył kamieniami, żeby nie zwiał go wiatr. W tym czasie Piotr z Maciejem zaporęczowali odcinek grani do wysokości 7035 metrów. Wychodząc w górę, dokonali pomiarów wysokości przy pomocy GPS. Okazało się, że obóz I stoi na wysokości 6030 m, a II – 6780 m. Wymieniony wyżej zespół zszedł do bazy na odpoczynek, a w górę wyruszył Krzysztof Wielicki i Jacek Berbeka. 2 lutego doszli do obozu II. Nazajutrz w górę wyruszył tylko Krzysztof, ponieważ Jackowi w poprzednim dniu złamał się rak. Krzysztof, korzystając z lin, założonych w czasie poprzednich wypraw, dotarł do 7200 metrów. W następnym dniu obaj – Jacek Berbeka i Krzysztof Wielicki doszli do tego miejsca i ustawili tam obóz III.
Pogoda poprawiła się, jest mniejszy mróz, w bazie jest prawie bezwietrznie, a wyżej wiatr nie jest zbyt silny. Według prognoz dobra pogoda ma się utrzymać kilka dni.
Apoloniusz Rajwa
Tygodnik Podhalański
Relacja siódma (21 II 2003)
Dobre i złe wiadomości docierają do nas na przemian z bazy głównej pod K2. Krótkie okresy rozpogodzeń przedzielone są okresami złej pogody. Nie wszyscy uczestnicy wyprawy są w pełni sprawni do dalszej działalności na Filarze Północnym, sił ubywa pozostałym. Mimo to w dalszym ciągu trwa zakładanie lin poręczowych w kierunku obozu IV.
Okres złej pogody uczestnicy wyprawy przeczekali w bazie głównej. Z Pakistanu otrzymują codziennie prognozy meteo na obszar Karakorum. Są one na szczęście dość precyzyjne. Wyprzedzając o dwa dni poprawę pogody, wyruszyli do obozu III Denis Urubko, Marcin Kaczkan i Piotr Morawski. Wspinaczka była trudna, liny poręczowe oblodzone. W “trójce” zastali namiot, który o dziwo wytrzymał porywy wiatru, był tylko trochę uszkodzony. W nim spędzili noc.
Temperatura powietrza na tej wysokości wynosiła w nocy minus 33 stopnie, a wiatr wiał do 10 m/sek. Dzień później z bazy wyszli – niosąc liny do poręczowania – Jacek Jawień i Bartosz Duda. Pod tym drugim załamał się most śnieżny. Bartosz wpadł do szczeliny lodowcowej, ale na szczęście zatrzymał go plecak. Z trudem wydostał się na powierzchnię. Po tej przygodzie dotarł do “jedynki”. Tam zostawił plecak ze sprzętem i na drugi dzień wrócił do bazy. Był zbyt obolały, aby wspinać się wyżej. Jacek przenocował w “jedynce” i po dniu odpoczynku wyniósł liny do obozu II, skąd ma je dostarczyć jeszcze do “trójki”. Tam czekają Denis, Marcin i Piotr, którzy mają poręczować filar w stronę miejsca, gdzie ma stanąć obóz IV. W pracy tej ma ich później wymienić następny zespół: Maciej Pawlikowski, Dariusz Załuski i Jerzy Natkański. Po wykonaniu przy pomocy GPS pomiaru wysokości obozu III okazało się, że stoi on na wysokości 7150 metrów, a więc do szczytu jest jeszcze daleko.
Apoloniusz Rajwa
Tygodnik Podhalański
Relacja ósma (11 III 2003)
Góra obroniła się – Polska Wyprawa Zimowa Netia-K2 zakończona.
Drugi co do wysokości szczyt świata K2 (8611 m n.p.m.) pozostał nadal niezdobyty zimą. Zła pogoda, a przede wszystkim huraganowe wiatry i trzydziestostopniowe mrozy bardzo utrudniały, a często uniemożliwiały prowadzenie działalności na Filarze Północnym. Uczestnicy wyprawy atakowali górę dwa miesiące i dotarli dwukrotnie do wysokości 7630 metrów. Jest to najwyższy punkt, jaki zimą udało się osiągnąć himalaistom na K2.
Po podjęciu przez Krzysztofa Wielickiego decyzji o zakończeniu działalności górskiej uczestnicy wyprawy likwidują bazę górną i pośrednią, znoszą ekwipunek do bazy chińskiej. 26 lutego miał nastąpić atak szczytowy. Pogoda w tym dniu nie była najgorsza. W obozie IV, na wysokości 7630 metrów, spędzili bezsenną noc – w zapasowym namiocie i jednym śpiworze, na zwoju lin – Denis Urubko i Marcin Kaczkan. Kiedy dzień wcześniej dotarli do tego miejsca, to okazało się, że ustawiony przed dziesięcioma dniami namiot wraz z wyposażeniem został zwiany przez wiatr. Musieli zdecydować się na improwizowany biwak. Kilkaset metrów niżej, w obozie III na wysokości 7150 metrów, spędził trudną noc kierownik wyprawy Krzysztof Wielicki. Rano miał wyruszyć do “czwórki”, dołączyć do kolegów i wspólnie z nimi ruszyć w stronę szczytu. Okazało się jednak, że Marcin zasłabł, miał objawy choroby wysokościowej, był wyczerpany i niezdolny do dalszej działalności górskiej. Denis podjął natychmiast słuszną decyzję o sprowadzaniu Marcina w dół.
Równocześnie z “trójki” wyruszył w górę Krzysztof z gorącą herbatą i apteczką. Spotkali się na wysokości 7450 metrów. Marcin otrzymał odpowiedni lek i napił się gorącej herbaty, po czym schodził w dół pod opieką Denisa i Krzysztofa, którzy pomagali mu w trudniejszych miejscach i na przepinkach. Akcją ratunkową kierował z bazy przez radio lekarz Roman Mazik. Z dołu wyruszyli koledzy, niosąc butle z tlenem i lekarstwa. Już w ciemnościach udało się sprowadzić Marcina do obozu I (6030 m), gdzie na noc pozostali z nim Jurek Natkański i Michał Zieliński. Denis i Krzysztof wraz z pozostałymi kolegami, którzy wyszli im naprzeciw, zeszli w nocy aż do bazy głównej (5100 m). Pogoda ponownie pogorszyła się, wzrosła znacznie prędkość wiatru, wzmogła się zamieć.
W czwartek Marcin oraz Jurek i Michał dotarli do bazy.
Wieczorem Krzysztof Wielicki podjął decyzję o zakończeniu wyprawy. W następnym dniu w zamieci śnieżnej zaczęło się likwidowanie bazy i transport do bazy chińskiej, co potrwa jeszcze kilka dni. Na analizę i wyciąganie wniosków przyjdzie jeszcze czas. Czy pomijając kwestię pogodowe, można było zdobyć szczyt? Co należy zmienić, jaki dobrać skład osobowy, jaką obrać taktykę w atakowaniu szczytu, jaką drogą i w jakim terminie? To wszystko trzeba będzie przeanalizować przystępując do organizacji następnej wyprawy na K2, o czym myśli już Krzysztof Wielicki.
Apoloniusz Rajwa
Tygodnik Podhalański