Simone Moro – Broad Peak winter 2008
Znany z solowych wejść na ośmiotysięczniki – Włoch Simone Moro, w sezonie zimowym 2008 postanowił spróbować swoich sił na K3 znanym jako Broad Peak. Portal e-gory.pl jest polskim, oficjalnym “korespondentem” wyprawy Simone Moro
Simone Moro, urodzony w Bergamo we Włoszech w 1967 roku, jest przewodnikiem alpejskim, sportowcem, instruktorem, w latach 1992-1996 był trenerem F.A.S.I (Narodowa Włoska Kadra Wspinaczki Sportowej). Wspina się od 13 roku życia i dzisiaj cały swój czas poświęca wspinaczce, głównie w stylu alpejskim, w najwyższych górach świata (Himalaje, Karakorum, Tien Szan, pamir, Andy, Patagonia i Antarktyda) Pod koniec lat 80-tych miał już na swoim koncie wiele poważnych przejść, w tym drogi o trudnościach 8b/b+. Nadal utrzymuje wysoki poziom górskiego i sportowego wspinania, choć obecnie najchętniej wspina się po trudnych lodospadach. Otrzymał także złoty medal za odwagę i męstwo z rąk włoskiego prezydenta Coarlo Aceglio Campi i nagrodę UNESCO Fair Play w Paryżu. Simone Moro jest jednym z niewielu alpinistów, który jest znany i rozpoznawany przez szerokie grono ludzi, nie tylko związanych ze wspinaniem.
Dziennik wyprawy
27 listopada 2007
30 grudnia opuszczam Włochy aby podjąć następne wyzwanie. Chcę zrealizować kolejny plan zdobycia szczytu ośmiotysięcznego, choc zdaję sobie sprawę, że będzie to trudna i ekstremalna wspinaczka. Tylko osiem z czternastu ośmiotysięczników zostało zdobytych w sezonie zimowych. Siedem z nich było zdobytych przez Polaków, a ostatnim szczytem była Shishapangma, którą zdobyłem wraz z Piotrem Morawskim 14 stycznia 2005 roku.
W tym momencie jestem jedynym nie-Polakiem, który w sezonie zimowych wspiął się na ośmiotysięcznik. Po kilku zimowych doświadczeniach w górach najwyższych (z 30 ekspedycji 6 przeprowadziłem w sezonie zimowym) i po przeanalizowaniu sześciu niezdobytych zimą szczytów “8k” postanowiłem dokonać kolejnej próby zimowej wspinaczki. Wybór padł na Broad Peak 8047 metrów. Wyprawa będzie trwać do 17 marca 2008 roku.
Ekspedycja będzie trudną i ekstremalną gdyż obecne warunki pogodowe w Pakistanie są bardzo złe: na Lodowcu Baltoro leży dużo, głębokiego śniegu, a temperatura może sięgać w górach nawet -50 st.C, a wiatr osiągać prędkość w porywach do 240 km/h. Bazę będzie się mieścić w Base Camp na Lodowcu Goldwin Austen, na wysokości 4850 m. Droga będzie prowadzić z początku wzdłuż Zachodniej Grani. Spodziewam się na tym odcinku wielu, głębokich szczelin lodowych. Obóz 1 stanie na platformie, na wysokości 5600 m. Następnie przedostaę się przez skalne filary Grani i osiągnę górny lodowiec, gdzie na wysokościach 6200 m i 71200 m założę Obóz 2 i 3. Największe trudności będą mnie czekać powyżej kulminacji Grani, gdzieś od 7800 m.
Jak zwykle w moich ekspedycjach będzie towarzyszył mi mój Pakistański partner Shaheen Baig. Dzięki nowoczesnemu sprzętowi elektronicznemu: kamera, laptop, telefon satelitarny, itp., będę mógł dokumentować wyprawę, a także na bieżąco relacjonować dla Was próbę mojej zimowej wspinaczki na K3.
3 stycznia 2008
To jest mój pierwszy raport po czterech dniach spędzonych w Islamabadzie. Tutaj sytuacja wygląda na zupełnie bezpieczną. Wszystkie biura i firmy pracują, a ludzie są “normalni” zarówno na ulicach jak i w sklepach. Z mojej strony jednak sytuacja nie wygląda tak dobrze. Pojawił się dokładnie taki sam problem jak w 2007 roku. Moje cargo przyleciało dopiero dzisiaj, równy miesiąc po jego wysłaniu. Tylko, że odebrać będę mógł je dopiero jutro. Opóźnienie w dostawie nie jest wynikiem sytuacji politycznej, ale odwołania lotów. Kuwejckie linie lotnicze zwyczajowo nie działały poprawnie i cargo przeleżało w Kuwejcie 2 tygodnie. Przedwczoraj byłem z krótką wizytą w Pakistańskim Klubie Alpejskim i spotkałem się z oficerem łącznikowym. Przygotowany ekwipunek przetrzymuję w lokalnej agencji turystycznej, która opracowała logistyczną część mojej wyprawy. Ostatnie dwa dni spędziłem na tarasie hotelu i testowałem sprzęt satelitarny. Przetestowaliśmy też w praktyce nowe oprogramowanie, dzięki któremu będę mógł przesyłać Wam video-relacje z wyprawy.
Wystąpił również problem z przedstawicielem tragarzy. Nie chce respektować umowy, którą zawarliśmy w listopadzie, kiedy wysyłałem część ekwipunku do bazy głównej. Umówiliśmy się na transport do bazy głównej, a teraz odmawiają. Inni tragarze zatrudnieni z pozostałych dolin żądają czterokrotnie większego wynagrodzenia niż standardowa stawka, a to jest o wiele za drogo. Dlatego też zdecydowaliśmy się na użycie śmigłowca i rozpoczęliśmy rozmowy z lotniczą jedostką wojskową z Skardu. Do team’u dołączyła jeszcze jedna osoba. Nazywa się Leonhard Werth (z Włoch – południowy Tyrol), z pochodzenia jest Niemcem. Decyduje się przyjechać, a ja przydzielam mu rolę odpowiedzialnego za komunikację i kierownika bazy. Jest tak samo alpinistą jak ja, i w razie potrzeby będzie mnie wspierał we wspinaczce. Projekt naszej ekpedycji zakłada głównie wspinaczkę na Broad Peak, ale wykupiłem również pozwolenie na K2. W zimie pozwolenie na K2 jest tańsze o 95%, a w sytuacji wejścia na C1 lub aklimatyzacji w rejonie Baltoro, chcę być zgodny z pakistańskimi przepisami. Na tym kończę moją pierwszą relację i mam nadzieję na przekazywanie Wam już tylko dobrych wiadmomości.
4 stycznia 2008
Pierwsza wiadomość. Dziś otrzymałem wreszcie cały swój ekwipunek i cały ranek spędziłem na zwyczajowym wypełnianiu papierków, nanoszeniu sygnatur i wypisywaniu upoważnień. Następnym razem wyślę cargo bezpośrednio PIA z Milanu, bez niepotrzebnych przestojów po drodze.
Druga wiadomość. Jutro rano o 6:00 wyruszamy w drogę z Islamabadu do Gilgit, a dzień później ze Skardu w długą na 800 km Karakorum Highway, pełną zakrętów i ekspozycji, która zabiera 24 godziny jazdy. Miły, 45-minutowy lot pozwoliłby uniknąć tego koszmaru, ale od 4 dni loty są zawieszone, a my nie chcemy ryzykować kolejnych dni z nadzieją na lot, gdzie nie ma biletów tylko jest lista oczekujących.
Trzecia wiadomość. Zapewniliśmy sobie lot śmigłowcem do bazy głównej, ponieważ tragarze żądają od nas coraz więcej pieniędzy, a kalkulacje pokazały, że opłacenie tragarzy po żądanych stawkach, jest dwukrotnie większa niż opłata za śmigłowiec, i to bez ryzyka spowolnienia, czy wręcz zatrzymania karawany ze względu na wiatr czy głęboki śnieg. Cała ta umowa z tragarzami, to jedna, wielka bzdura, ponieważ ciągle żądali więcej pieniędzy.
Czwarta wiadomość. Dla właściwej aklimatyzacji, zdecydowaliśmy się (Leo, Shaheen, nasz kucharz, ja i oficer łącznikowy) na wędrówkę z Askole aż do Paju (3500 m) i pozostanie tam przez trzy dni, aklimatyzując się na pobliskich wzniesieniach. W śmigłowcu, który przyleci po nas ze Skardu, będzie Amin (nasz Sirdar i kierownik Base Camp) oraz cały nasz ekwipunek.
Wszystko wygląda jak moja poprzednia, zimowa wyprawa, ale mam nadzieję, że będzie się różnić rezultatem. Mam też nadzieję, że jutro przyślę Wam kolejny raport z Gilgit, choć po 15 godzinach podróży, prawdopodobnie poczekam z tym aż do mojego przybycia do Skardu.
7 stycznia 2008
To jest rzeczywiście prawdziwa, zimowa wyprawa, pełna logistycznych i wspinaczkowych problemów i należy spodziewać się zawsze niespodzianek. Wczoraj dotarliśmy do Skardu po dwóch dniach spędzonych na Karakorum Highway. Byliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi. Zjedliśmy obiad, a potem byliśmy w magazynie, gdzie spodziewałem się znaleźć cały ekwipunek zniesiony w maju z Base Camp. Tia… Ekwipunek zaginął w około 80%! Straciliśmy 2 generatory prądu, przewody, śpiwory, namioty, sprzęt wspinaczkowy, osprzęt gazowy, itp. Z tego powodu wyprawa mogła się skończyć zanim się na prawdę zaczęła. Ale zdecydowałem się spróbować niemożliwego i uzupełniłem dziś podstawowe wyposażenie, korzystając z rzeczy wysłanych z Włoch, które miałem zmagazynowane w Islamabadzie, a pozostałe rzeczy kupiłem na bazarze. Generator, dokładnie taki jak mój znalazłem w… jednym z hoteli w Skardu, który regularnie służył ekspedycji. Próbuję go wynająć na dwa miesiące trwania wyprawy. Wygląda na to, że się zgodzili… Nic dodać, nic ująć. Chcę Wam tylko potwierdzić, że wynajęliśmy śmigłowiec i jutro startujemy aklimatyzować się w okolicznych górach. Mam nadzieję, że tym razem pech i przestanie być naszym „regularnym partnerem”.
10 stycznia 2008
Trzy dni złej pogody i treningu aklimatycznego. To są news’y z ostatnich 72 godzin. Pogoda jest naprawdę zła, a prognozy mówią, że będzie tak przez tydzień. Kontynuujemy naszą aklimatyzację ponieważ chcemy polecieć śmigłowcem do bazy pod Broad Peak i musimy być fizycznie przygotowani do tego “przeskoku” o 3000 m. Obrzęk mózgu i płóc może mieć śmiertelne konsekwencje dla ludzkiego ciała bez aklimatyzacji. Dlatego też przedwczoraj wędrowaliśmy przez 3 godziny na wysokości około 3000 m, a wczoraj przez 4 godziny w sniegu na wysokości 3640 m. Dziś wspięliśmy się powyżej 4000 m i przecieraliśmy ścieżkę w głębokim, świeżym śniegu. Nasze altimetry wskazały 4100 m w najwyższym przez nas osiągniętym punkcie, ale GPS mówił o 100 metrach niżej. Jutro zamierzamy odpoczywać, a po jutrze wrócić na 4000 m z namiotami i śpiworami i spędzić tam noc w celu dalszej aklimatyzacji. wygląda na to, że pogoda będzie jeszcze zła przez 3-4 dni, i oczekując na lot do BC będziemy kontynuować nasz trening. Przesłane dziś video jest z wczoraj, ponieważ przez kilka godzin mieliśmy regularną przerwę w dostawie prądu i nie mogłem naładować baterii do sprzętu telekomunikacyjnego.
11 stycznia 2008
Dziś mieliśmy dzień odpoczynku, ale ja walczyłem z komputerem i oprogramowaniem aby znaleźć najlepsze rozwiązanie optymalizacji plików video, które Wam przesyłam podczas ekspedycji. Pliki te, pomimo kompresji posiadają duży rozmiar, a moje łącze satelitarne jest tak szybkie jak Wasze. Wysłanie dwuminutowej videorelacji zajmuje mi około 2 godzin, a baterie modemu i komputera pracują przez taki okres maksymalnie w -12 stopniach. Przez cały ten czas siedzę na zewnątrz, na tarasie swojego hotelu w Skardu, gdyż nie lubię pozostawiać sprzętu, nie zwracając na niego uwagi… Skardu jest małym miastem na północy Pakistanu, położonym w górach o wysokości 2200 m i życie w warunkach zimowych nie jest tu takie proste. Regularnie występują przerwy w dostawie prądu, nie ma ogrzewania w domach, hotelach, szkołach, wody w toalecie, ale wszystkie te rzeczy są niczym w porównaniu z warunkami jakie nas czekają w BC. Wczoraj na wysokości 8000 m było -44 stopnie, a dziś -41 i wiatr wiejący z prędkością 120 km/h. Na Evereście było 15 stopni cieplej, ale w każdym razie nie jest lekko. Jutro mamy w planie rozmowę z pilotem śmigłowca (czekamy na zgodę z dowództwa na lot do BC), a po południu chcemy się wspiąć na wysokość około 4100 m i spędzić tam noc w celu dokończenia naszej aklimatyzacji. Prognozy jakie otrzymałem od Karla Gabl (mojego austriackiego przyjaciela) przewidują dobrą pogodę przez 4 kolejne dni, jest więc szansa na lot to Base Camp. Jesteśmy już fizycznie przygotowani. W zeszłym roku osiągnęliśmy BC 14 stycznia. Czy uda nam się tego dokonać w tym roku?
14 stycznia 2008
Dzisiaj wróciliśmy do Skardu po dwóch dniach spędzonych w górach w okolicach Jeziora Sathpara, położonego 25 minut jazdy od Skardu. Spędziliśmy noc na wysokości około 4000 m a dziś rano wspieliśmy się na nienazwany szczyt o wysokości 4300 metrów. To była dobry pomysł na kontynuowanie naszej aklimatyzacji i utrzymanie dotychczasowej kondycji fizycznej. Trwają negocjacje w sprawie naszego przelotu do BC… Ostatecznie wynajmiemy duży, rosyjski śmigłowiec MI-17 i za parę dni powinniśmy odlecieć do Base Camp. Nasze samopoczucie jest dobre i jesteśmy gotowi na wspinaczkę. Mam dodatkowo dla Was dwie, dobre wiadomości. 1) Znalazł się mój, cały, zaginiony ekwipunek! Cały czas był w Askole, w magazynie ATP (mojej, lokalnej agencji trekkingowej). To bardzo dobra nowina dla nas i jesteśmy przez to bardzo, ale to bardzo szczęśliwi. 2) Do naszej wyprawy dołączył jeszcze jeden alpinista. A wiec będziemy pracować w czteroosobowym zespole, jak w 2005 roku na Shisha Pangma, kiedy to jako pierwsi alpiniści wspiliśmy się zimą na tę górę. Nowym członkiem wyprawy jest Qudrat Ali, dobry mój przyjaciel oraz Shaheen’a Baig’a (oboje pochodzą z tej samej prowincji w Shimshal). Wspiął się on na cztery z pięcu ośmiotysięczników w Pakistanie. Spotkałem do kiedyś tutaj w Skardu i zaprosiłem na dołączenie do naszej wyprawy. Shaheen i Qudrat nie będą tragażami wysokościowymi, ale naszymi, równorzędnymi partnerami. Mam nadzieję, że wspólnie włożony w wyprawę wysiłek będzie również wspólnym sukcesem.
15 stycznia 2008
Jeszcze jeden dzień w Skardu. Niebo jest pełne chmur i śmigłowce nie latają. Spędzamy więc dzień w mieście i zimny pokoju hotelowym, przy komputerze ucząc się procedur związanych z transferem filmów, ich edycją, łącząc się przez dwa modemy uczymy się je obsługiwać, itd., itd. Jutro, jeżeli pogoda się nie poprawi, ponownie wejdziemy na 4000 m aby cały czas utrzymywać organizmy w dobrej kondycji i właściwej aklimatyzacji. Prognozy pogody przewidują 3 dni złej pogody i od soboty 3 dni czystego nieba… Sezon zimowy kończy się 21 marca, mamy więc dużo czasu…
16 stycznia 2008
Wczoraj znowu sypał śnieg, była zła pogoda i nie było sznas na lot śmigłowcem do BC. Karl Gabl (meteorolog z Innsbrucka) nie dotarł i przesłał mi prognozę pogody. On jest niesamowity! Niezależnie od wszystkiego kontynuowaliśmy trening.
18 stycznia 2008
Zgodnie z przewidywaniami dziś pogoda nadal była zła, lecz pomimo tego przez 4-5 godzin wspinaliśmy się treningowo w okolicach Skardu. Przez te kilka dni oczekiwania utrzymujemy wysoką motywację i dobry nastrój. Mówiłem ostatnio, że zima kończy się 21 marca, co znaczy, że nadal pozostaje nam 2 miesiące na naszą “grę” na Broad Peak. Wędrowaliśmy dziś po okolicy i wspięliśmy się 1500 metrów, osiągając pułap 4000 m. Otrzymaliśmy od pilota informację, że powinniśmy dziś polecieć do BC. Teraz wszystko zależy od warunków pogodowych, a prognoza mówi że na 50% będą dobre warunki do lotu. Już mieliśmy dosyć pecha i mamy prawo żądać szęścia i powodzenia w dalszych działaniach. Czyż nie?!
21 stycznia 2008
Nie odzywałem się przez trzy dni. Cały weekand spędziłem na czekaniu, kontrolowaniu siebie i powstrzymywaniu złości. Mamy nad sobą niebieskie niebo, i kilogramy kłamstw i wymówek tłumaczących brak śmigłowca na lot do BC. W Skardu jestem już 23 dni, który mógłbym osiągnąć z Włoch w ciągu 48 godzin. Dziś rano ta sama historia: niebo niebieskie ale inna “pogoda” sprawia, że nie możemy lecieć do BC. Ta wyprawa to festiwal nieudolniości, pecha i ludzi, którzy nie chcą w żaden sposób współpracować. To jest właśnie Pakistan… Kraj gdzie zredukowano opłaty za pozwolenie wspinaczkowe o 95%, ale to nie pozwala zapewnić nawet podstawowych warunków na przyjęcie turystów, ich obsługi, warunków sanitarnych. Być może w biedniejszych krajach Afryki, powinienem wydawać pieniędzę wiedząc, że płacę za nic.
Pakistan, kraj z bombą atomową, ale bez elektryczności i wody w domach. Mili ludzie; wspaniałe krajobrazy; źródła naturalne; wiara, że turytyka przyniesie rozwój kraju; ale brak pomysłu na zapewnienie obsługi, chociażby na średnim poziomie, respektowanie umów, czasu i realizacji podstawowych planów. Te rzeczy nie są dla mnie nowością i prawdopodobnie nigdy się nie zmienią. Członkowie ekspedycji zaskoczeni są moim chłodem. Teraz ekspedycja jest dla mnie jak odkrycie wielu rzeczy i ludzi w Pakistanie, i chciałbym wiedzieć jaki będzie końcowy rezultat… Broad Peak będzie łatwiejszą i milszą częscią tej przygody, gdzie finał będzie zależał tylko od pogody i niczego więcej. A tu wszystko zależy od wielu rzeczy…
Najnowsza wiadomość. Dzisiaj Leonhard Werth, mój włoski kolega opuścił Skardu i odleciał do Islamabadu, a potem do domu. Nie był stanie znieść problemów żołądkowych, które odczuwał od dwóch tygodni. Był całkiem dobity problemami i brakiem nadziei. Pomimo miłych wspomnień o osobach, które spotkał, i z którymi dzielił czas podczas swojej, pierwszej ekspedycji; wróci do Włoch pełen negatywnych opini o Pakistanie. Powiedział, że pewnego dnia, może wróci…
24 stycznia 2008
W końcu coś się zaczęło dziać. W prawdzie nie to, na co czekaliśmy cały miesiąc, ale jedną tego część. Dzisiaj polecieliśmy do Paiju na wysokość 3400 m, leżące w 2/3 drogi ze Skardu do BC. Pilot odmówił nam jednak dalszego lotu ze względu na silny wiatr. Inny, duży śmigłowiec nie mógł wylądować i musiał zawrócić. Podobny problem miały dwa, inne, małe śmigłowce typu Ecureill, które nie zatrzymywały się, tylko poleciały dalej na wysokość 6000 m. Ze śmigłowców przekazano wiadomość, że mocno wieje i jest bardzo zimno, ale da się operować. Nasze plany wyglądają następująco: jutro duży śmigłowiec spróbuje wrócić i wypełnić swoją misję, oczywiście jeżeli będzie dobra pogoda i słaby wiatr. Ostatnia część planów przyprawia mnie o zmartwienie, gdyż z powodu złej pogody siedzieliśmy w Skardu 3 tygodnie. Trzymajcie więc za nas kciuki! Nadal będziemy kontynuować wejścia aklimatyzacyjne w okolicznych górach (najwyższy szczyt Paiju Peak 6610 m). Natomiast na dalszym planie góruje Trango Towers.
27 stycznia 2008
Tak, tak, tak, w końcu osiągnęliśmy Base Camp. Mówiłem Wam, że to kwestia: czasu, nastawienia, i silnej woli. Czekaliśmy miesiąc, ale w końcu śmigłowiec zabrał nas. Niestety ze względu na bardzo silny wiatr musiał nas zostawić z Paju. Jednocześnie byliśmy szczęsliwi, ale i dobici tym ciągłym czekaniem na lot od BC. Ale dzięki Bogu i pilotowi udało nam się dostać w okolice BC. Piszę w “okolice”, bo przez zapowiadany bardzo silny wiatr i niski pułap chmur, pilot musiał zostawić nas i 850 kg sprzętu, około godziny drogi przez planowanym miejscem założenia BC. Zaczęliśmy więc przenosić wszystko na 4800 m, na miejsce Base Camp pod K3. Od dwóch dni nie robimy nic innego. Jest bardzo ciężko. Niektóre pakunki ważą ponad 45 kg! jest zimno, ekstremalnie zimno! Przez te dwa dni, mieliśmy pełne zachmurzenie, wiatr i -32 stopnie Celsjusza. Dziś jest pierwszy dzień dobrej pogody. Wraz ze słońcem wszystko nabrało innego wyglądu i wymiaru. Najbliższe plany dotyczą zakończenia transportu i założenia BC.
28 stycznia 2008
Pogoda nadal zła, ale spędziliśmy teh dzień intensywnie. Razem zaaranżowaliśmy kuchnię, w której jest jedyne miejsce gdzie możemy się ogrzać. Dzięki maszynce, która jest cały czas “na chodzie”, często zaglądamy do kuchni by ogrzać się przy płomieniach i porozmawiać z Didarem, naszym kucharzem.
Mieliśmy dziś bezpośrednią łączność przez Skype z naszym głównym sponsorem: The North Face w Monachium. Fantastycznie było zobaczyć, jak bez żadnych problemów działają najnowsze cuda techniki. Rozmawialiśmy przez pół godziny. Jutro zaczynamy naszą wspinaczkę… Poszukamy drogi przez lodowiec i wystartujemy do góry.
29 stycznia 2008
Dziś mieliśmy pracowity dzień. Pomimo złej pogody zdecydowaliśmy wybrać na wędrówkę i poszukać najlepszej drogi przez lodowiec. Okazało się, że nie było to takie trudne i po dwóch godzinach osiągnęliśmy miejsce, w którym założymy bazę wysuniętą, skąd będzie zaczynać się nasza dalsza droga. Zostawiliśmy 3 namioty, kuchenkę, butle z gazem, sprzęt wspinaczkowy i wiele innych rzeczy potrzebnych do wspinaczki. Potem wróciliśmy do BC, a ja nawiązałem połączenie wideo z ISPO (The International Sport Exposition) i The North Face w Monachium. Jutro mamy w planie osiągnąć obóz pierwszy. W czwartek i piątek powinna być dobra pogoda, i będzie chcieli zrobić tak dużo, jak tylko się da.
30 stycznia 2008
Dziś mieliśmy najpiękniejszy dzień od początku ekspedycji. Było niebieskie niebo i słońce. Taka pogoda dodaje wiele, pozytywnej energii… Po śniadaniu, po czterogodzinnej wędrówce założyliśmy Obóz 1 na wysokości 5600 metrów… Super! Następna niespodzianka czekała na nas po powrocie o 15:30. Nasze grzejniki są już w BC. Jutro planujemy dzień odpoczynku, a po jutrze mamy w planach osiągnąć Obóz 1 i założyć Obóz 2 na wysokości 6300 metrów.
3 lutego 2008
Wróciliśmy bezpiecznie do BC (4800 m). Wczoraj mieliśmy bardzo ciężki dzień, ale za to osiągnęliśmy Obóz 2 na 6200 m. Wspinaczka na tym odcinku jest najtrudniejsza na całej drodze na szczyt. Nie znaleźliśmy ani jednego metra liny poręczowej i wspinaliśmy się w alpejskim stylu aż do wysokości 5800 m. Potem spędziliśmy noc w Obozie 1, a dziś rano ruszyliśmy w kierunku Obozu 2. Wspinaczce towarzyszyły cały czas: lodowe podłoże i silny wiatr, co czyniło ja bardzo trudną i “delikatną”. Ze względu na warunki, zdecydowaliśmy się poręczować 300 metrów 5-milimetrową liną dynamiczną. O pierwszej po południu osiągnęliśmy łatwą grań i w kilka minut osiągnęliśmy miejsce Obozu 2. Tu zostawiliśmy cały ekwipunek i zaczęliśmy zejście. Przez cały dzień mieliśmy -33 stopnie i porywisty wiatr. Teraz w bazie, jesteśmy bardzo szczęśliwi, bo w ciągu 5 dni założyliśmy trzy obozy. teraz odpoczywamy, a potem chcemy wrócić do Obozu 2, założyć go lub pójść wyżej do miejsca obozu ostatniego, trzeciego obozu. Mamy oczywiście nadzieję na dobrą pogodę. Chcielibyśmy też życzyć wszystkiego najlepszego naszym kolegom na Makalu, z którymi często wymieniamy SMS-y poprzez telefon satelitarny.
7 lutego 2008
Następny dzień spędzamy na rozmowach, czytaniu i sprawdzaniu pogody. Prognozy przewidują dobre warunki dopiero od poniedziałku do czwartku. A więc zapowiada się nudny weekand. Od dziesięciu dni walczę z łącznością poprzez Thuraya, wygląda to na bardzo poważny problem. Parę dni temu 4 światłowody zostały przecięte (może sabotaż) w środkowym Katarze i Omanie. Wszystkie, arabskie kraje maja poważny problem z telekomunikacją. Od 27 stycznia, nie odebrałem żadnego SMS-a ani połaczenia od mojego włoskiego operatora Telecom i innych europejskich operatorów. Przez te dziesięć dni używam drugiego modemu Inmarsat, który otrzymałem przed wyjazdem od mojego sponsora Intermatica. Bardzo dobrze i szybko pracuje, ale jest dużo droższy od Thuraya.
9 lutego 2008
Kilka ostatnich godzin spędzilismy bardzo intensywnie. Po prześledzeniu prognozy pogody, zdecydowaliśmy się na niedzielne wyjście do Obozu 2, a w poniedziełek do Obozu 3 na wysokości 7200 m. W poniedziełek wiatr powinien być umiarkowany, więc będzie okazja założenia, ostatniego i tak ważnego dla nas Obozu. Startujemy o 9:00 i będziemy wspinać się bezpośrednio do Obozu 2 na 6300 m (1500 m przewyższenia). W dniu następnym, o ile pogoda dopisze, wejdziemy 900 wyżej i zostawi tam depozyt z całym, ważnym wyposażeniem do zorganizowania Obozu 3. Nie postawimy namiotu, gdyz nie chcemy aby wiatr zniszczył naszą ciężką pracę.
Dziś rano wraz z Shaheen’em spędziliśmy czas intensywnie. Zdecydowaliśmy się naprawić nasz generator, który od pięciu dni nie działał najlepiej (coraz gorzej, i gorzej, i gorzej). Wczoraj włączyliśmy zastępczy agregat, który na szczęście zdecydowałem się zabrać. Działa on bardzo dobrze, ale niezły z niego “pijak”. Zużywa ponad dwa razy paliwa więcej niż zepsuty. Dlatego też urządziłem w swoim namiocie istny, mechaniczny lazaret i rozebrałem zepsutą Hondę część po części. W dwie godziny rozebraliśmy cały generator i wyczyściliśmy wszystkie części. Nastepnie złożyliśmy generator do kupy. Rezultat? Działa jak nowy, z czego bardzo się cieszymy. Innym problemem okazała się Thuraya. Od dwóch dni znowu nie działa, ale dzięki Bogu problem powinien zniknąć w ciągu 1-2 dni.
11 lutego 2008
Dziś jest 45 dzień po tym jak opuściłem Bergamo, moje rodzinne miasto. Dzisiaj wyczytałem na necie, że moi włoscy przyjaciele (Romano, Nives, Luca) usiłujący zdobyć Makalu w zimie, zdecydowali się wracać. Wielka szkoda. Wiedziałem, że byli gotowi na wejście na szczyt, ale tegoroczna zima jest naprawdę nieludzka, niemożliwa, straszna. Chcę im pogratulować ponieważ byli silni, ale z siłami natury nikt nie wygra. Tej zimy w górach najwyższych oprócz nas były trzy ekspedycje: włoska na Nanga Parbat, Kazachska na Makalu i włoska na Makalu. Prawdopodobnie my też zaakceptujemy porażkę… ale mamy jeszcze miesięczne zapasy jedzenia, nafty i benzyny, i dalej chcemy cierpliwie grać w tę grę. W ciągu 45 dni mieliśmy 3 dni dobrej pogody, nie więcej. I jestem pewien, że ten stan się w końcu skończy i zmieni któregoś dnia… Mam nadzieję, że ta zmiana nastąpi podczas następnych 30 dni.
Wczoraj mieliśmy bardzo ciężki dzień. Pomimo okropnej pogody (mróz i wiatr) zdecydowaliśmy się na trasport do Obozu 1 ekwipunku przeznaczonego na Obóz 3. Pomimo ekstremalnych temperatur i wiatru, droga zajęła nam tylko 3:40, i to z ciężkimi plecakami. Karl Gabl powiedział nam, że na 6500 jest tylko -41 stopni… W Obozie 1, zdecydowaliśmy zawrócić i uniknąć nocy w górach. Dziś wiatr nasilił się, a temperatura dalej się obniżała. Teraz cały nasz ekwipunek jest 1000 m powyżej BC, dlatego też następnym razem pójdziemy w górę na “luzaka”. Ale kiedy to nastąpi? Tak bardzo potrzebujemy niebieskiego nieba i słońca. Jestem pewien, że ta wredna zima w końcu przestanie szarpać naszymi namiotami i zza chmur wyjdzie słońce. I mam nadzieję, że doczekamy tutaj takiej chwili…
15 lutego 2008
Cześć! Jak to zwykle bywa na zimowych wyprawach, mieliśmy złą pogodę. Noc była straszna: wiał porywisty wiatr, było bardzo zimno i padał drobny śnieg. Wczoraj napisał do mnie znajomy z Nepalu i oświadczył mi, że od 30 lat nie było tak surowej zimy w Himalajach i Karakorum. Nie wiem czy to prawda, ale ja nie chcę żeby to było wymówką, że jest nam tu ciężko; ale na pewno z 9 zimowych ekspedycji w jakich uczestniczyłem, warunki są tu szczególnie ciężkie. Dziś odebrałem od Karla Gabl’a z Innsbruck’a prognozę pogody, która daje nadzieję… W niedzielę, poniedziałek i częściowo wtorek powinniśmy się spodziewać całkiem dobrej choć wietrznej pogody. Oczywiście decydujemy się ją wykorzystać do założenia Obozu 3. Dzisiaj czytałem relacje o zimowych wyjściach na najwyższe szyty Ziemi, w swojej nowej książce o szczytach ośmiotysięcznych (która w wersji włoskiej i angielskiej zostanie wydana za 3-4 tygodnie). Siedem polskich wypraw zakończonych sukcesem w latach 1980-1988, plus moje wejście na Shisha Pangma w 2005 roku wraz z Piotem Morawskim kończyły się przed 17 lutego. Również ostanie moje wejście zimowe skończyło się 17 lutego, a dziś mamy 15… W każdym razie powinniśmy wierzyć w szczęście i osiągnięcie celu choć, na pewno spędzimy tutaj jeszcze wiele zimowych dni. Nie sądzę też, że przyjdą “dni letnie”. Jest tu cholernie zimno, nieprawdopodobnie wieje, a o słońcu można pomarzyć. Kalendarzowa zima kończy się 21 marca, ale mam nadzieję, że nie będziemy musieli czekać na długo.
19 lutego 2008
Dokonaliśmy następnego ważnego kroku. W sobotę mieliśmy bardzo złą pogodę, ale doszliśmy do Obozu 2. To był ciężki dzień. Podczas gdy wykuwaliśmy w lodzie platformę pod namioty, cały czas musieliśmy się przeciwstawiać złej pogodzie. W nocy było przeraźliwie zimno. Następnego dnia zgodnie z przewidywaniami Karla (naszego przepowiadacza pogody) mieliśmy fantastyczną pogodę. Poczekaliśmy, aż słońce oświetli namiot (8:30) i zaczęliśmy naszą akcję. Mieliśmy nadzieję, że znajdziemy poręczówkę, ale niestety… Musieliśmy więc użyć 5 mm lin dynamicznych do zaporęczowania najbardziej stromych odcinków. Mijaliśmy dużo, niebezpiecznych, lodowych odcinków. Byliśmy w formie. w ciągu 2-3 godzin osiągnęliśmy wypłaszczenie przed Obozem 3. Przypuszczamy , że potrzebujemy jeszcze 100 metrów liny, aby spokojnie dotrzeć do obozu. Dlatego też zdecydowaliśmy się na powrót bezpośrednio do Base Camp, tym bardziej, że Karl ostrzegał nas przed powtrównym porywistym wiatrem. teraz jesteśmy w bazie, szczęśliwi i bezpieczni, wiedząc, że wiele trudnych technicznie odcinków mamy już ubezpieczonych. Odpoczywamy i czekamy na kolejne okienko dobrej pogody…
22 lutego 2008
We środę mieliśmy fantastyczną pogodę w bazie, a na 7000 m wiało jak cholera. Wykorzystaliśmy słońce i zrobiliśmy wielkie pranie, oraz dużo zdjęć… We czwartek dalej wiało tak, że chciało urwać łeb. Powyżej wiatr osiągał prędkość 120-150 km/h. W Base Camp prędkość osiągała tylko 100 km/h i dziękowaliśmy Bogu, że rozbiliśmy namioty w zacisznym miejscu. Jak było wtedy w bazie, możecie oglądnąć na nagraniu video. Dziś pogoda bez zmian, mocno wieje, pada śnieg i jest nienormalnie zimno. Jeszcze jeden dzień oczekiwania. Prognoza pogody niestety nie przyniosła nam dobrych wieści i nadziei. Weekand ma być podobny do ostatnich dni. Od poniedziałku ma być słonecznie, ale powyżej 7000 m wiatr nie ucichnie ani na chwilę, więc jeszcze nie wiemy co będziemy robić. Chciałbym spróbować… ale zanim podejmę decyzję będę bacznie kontrolował panujące warunki. Za każdym razem powtarzam sobie, że zima konczy się 20 marca o 5:48 i zdobędziemy szczyt przed tym dniem. Mamy nadzieję, że pogoda, zapasy jedzenia i nafty oraz szczęście pozwolą na osiągnięcie wymarzonego szczytu.
24 lutego 2008
Jutro start… Po czterech dniach niesamowitego wiatru, jutro powinna nadejść trzydniowa, w miarę dobra pogoda. Ale we środę prędkość wiatru przekroczy 110 km/h. Jeżeli wiatr będzie tak silny, będziemy twardo z nim walczyć. Jesteśmy tu już dwa miesiące, odkąd opuściłem rodzinny dom, i uodporniłem się już na wiele rzeczy, pecha, złą pogodę, opóźnienia. Jestem gotów grać w pozostałe karty… Od jutra będę przekazywał Wam SMS-y. W Base Camp, Zaczęliśmy oszczędzać paliwo do gotowania i benzynę do generatora, abyśmy mogli bez problemów przebywać tutaj jeszcze 15-20 dni. To wszystko spod Broad Peak. Trzymajcie za nas kciuki. Być może, że będziemy ich potrzebować… A w między czasie oglądnijcie film o pizzy z tuńczykiem, jaką zrobił Didar, tu w BC na wysokości 5000 m.
26 lutego 2008
Wróciliśmy do Bazy aby uniknąć spotkania z wiatrem o imponującej sile! Ale będziemy próbować znowu… Ekspedycja jeszcze NIE zakończyła się i ciągle mamy motywację i nadzieję. A więc drugi miesiąc wyprawy jest bliski końca, ale nie kończy się nasza energia i nadzieja. Wczoraj wspięliśmy się na 6000 m w bardzo złej pogodzie i zadzwoniłem do Karla z prośba o prognoze pogody. Odpowiedz była prosta: “Chłopaki, powróci do was porywisty wiatr (przekraczający w podmuchach 120 km/h)!”. OK Karl, ufamy Ci. Poczekamy, a potem znowu ruszymy. Dzisiaj na przykład, przewidziany był huragan powyżej 6500 m. Dzięki Bogu (i Karlowi) nie było nas tam. W Base Camp jest bezwietrznie, ale nadal zimno, ale my juz organizujemy się do kolejnej próby. Mamy czas, energię i nadzieję. mamy jedzenie, paliwo i pozwolenie na jeszcze 13 dni. Warunki wspinaczkowe wczoraj były trudne ze względu na ilość śniegu jaka spadła w ciągu ostatnich 4-5 dni. Tu nadal panują prawdziwe warunki zimowe, ale spodziewalismy się ich od samego początku. Wyprawa w Karakorum w zimie jest naprawdę ekstremalną przygodą.
27 lutego 2008
Przepiękny dzień w Bazie, a powyżej huragan. Wykorzystaliśmy pogodę na suszenie osobistej odzieży i
wyposażenia oraz cieszyliśmy się słońcem. Prognoza przewiduje przed weekendem zmiejszenie się siły wiatru, ale nadejście opadów. W każdym razie, mamy nadzieję na szanse podjęcia kolejnej próby zdobycia szczytu, jeszcze przed 10 marca…
28 lutego 2008
Jutro znowu startujemy. Wiatr powininen wiać najsłabiej w sobotę i prawdopodobnie będzie słoneczny dzień. Zacznie lekko sypać śnieg, ale nie na 100%. Na zdobycie szczytu pozostawiamy sobie 10 dni. Zobaczymy jak dużo energi będziemy potrzebować do przetrwania następnych czterech dni na lodowatym Broad Peak. Prognoza pogoda jest w 50% dobra, a w 50% zła, ale jesteśmy zmotywowani do kolejnej próby. Zobaczymy jaki będzie rezultat naszej próby.
1 marca 2008
Znowu jesteśmy w bazie po wczorajszym, szybkim wejściu do Obozu 2, pełnym nadziei na realizację ostatecznego wejścia na szczyt. Niestety nasze plany zostały zniweczone przez nieprawdopodonej silny wiatr. Wichura całą noc szarpała naszym namiotem. I podjęliśmy ryzyko zejścia stromym zboczem Broad Peak. De facto, walczyliśmy z wiatrem i wcześnie rano wyszedłem na wiatr wzmocnić i naprawić nasz namiot, który dzięki Bogu nadal opierał się podmuchom. Zdecydowaliśmy się na trudne zejście do BC. Zostawiliśmy namioty, śpiwory i cały sprzęt w Obozie 2, aby móc spróbować znowu wejścia na szczyt… Zapomniałem już ile razy wchodziliśmy na tę górę w ciągu ostatnich, dwóch, mroźnych miesięcy. Nieprawdopodobne jest jednak to, że wciąż jesteśmy zmotywowani i pełni energii do następnej, ekstremalnej próby wejścia na szczyt w przyszły weekand. Prognoza pogody przewiduje poprawę warunków atmosferycznych, więć dlaczego nie mielibyśmy spróbować?
3 marca 2008
Przez ostatnie dwa miesiące żyliśmy w “lodówce”, a i dziś pogoda nas nie rozpieszcza. Mamy przed sobą ostani tydzień ekspedycji, ponieważ kończy nam się żywność, paliwo i pozwolenie na wejście. Mamy więc przed sobą ostatnią możliwość na wejście, ale to będzie zależeć wyłącznie od pogody, czy się zmieni na lepsze. Jednak widzimy jak nasza wyprawa dobiega końca. Mam nadzieję, że w ciągu następnych dni uda nam się zdobyć szczyt, ale jeżeli by się to nie udało, to na pewno wrócę tu za rok, aby podjąć trzecią już próbę zdobycia Broad Peak zimą…
4 marca 2008
“Jaka prognoza pogody? Bez zmian”. Ale, ale… Właśnie odebrałem informację od Karla, że pogoda się ma poprawić, co daję nadzieję. Czwartek, piątek i sobota mają być całkiem przyjemnymi dniami. Dlatego też zdecydowałem, że w czwartek ostatni raz spróbujemy wejść na szczyt. Od dwóch miesięcy oczekujemy na dobrą pogodę. Było do przewidzenia, żeby zrealizować moje marzenia będę musiał walczyć z ekstremalnym zimnem i nadludzkim wysiłkiem. Od dwóch dni z bazy lotniczej proszą mnie o ustalenie terminu likwidacji bazy i powrotu, ale nie potrafiłem im odpowiedzieć. Teraz już wiem, 10 marca kończy się pozwolenie, 10 marca kończy się jedzenie i paliwo…, 10 marca będzie dnim powrotu. Chiałbym próbować do ostatniego dnia, kiedy skończy się wszystko, nawet dobre samopoczucie i opadniemy z sił. Jeżeli to najcięższa zima od 30 lat, to ja jestem najsilniejszy od tych 30 lat.
9 marca 2008
Tym razem wyprawa naprawdę dobiegła końca. Biliśmy tak blisko osiągnięcia sukcesu… ale zabrakło 247 metrów. Osiągnąłem wysokość 7800 metrów, a Shehenn wyszedł nie wiele niżej. Qudrat zatrzymał się 100 metrów niżej ze względu na problemy o odmrożonymi stopami. Pogoda była fantastyczna, słaby wiatr, słońce, ale mój zegarek pokazywał godzinę 14:00, a przede mną były jeszcze conajmniej 2 godziny wspinaczki, czyli na szczycie byłbym o 16:00. W zimie, to jest samobójstwo! Trudno jest podjąć decyzję o odwrocie. To było bardzo, bardzo trudne, ale rozsądne. Zatrzymanie akcji górskiej, i szybki powrót do ostatniego obozu, zanim zapadnie zrok. Tak też zrobiłem. Szczyt był tak blisko, a moja “psycha” wciąż była OK, ale użyłem rozumu, a nie mięśni…
W dalszą drogę z Obozu 3, wystartowaliśmy o 6.30 (wcześniej ciągle wiało i było zimno). W drodze powrotnej trafialiśmy niespodziewanie na szczeliny lodowe, a znalezienie drogi przez nie, zabrało mi trochę czasu. Szliśmy bez zabezpieczenia, bo wszystkie liny użyliśmy do zabezpieczania niższych partii drogi, a nie znaleźliśmy starych “poręczówek”. Dlatego też wiele czasu spędziliśmy na szukaniu bezpiecznej drogi na szczyt. Nigdy nie pochwalam ataku szczytowego gdy zbliża się popołudnie. Dlatego dla mnie jest to sytuacja, w której odkrywam chęć przeżycia i lepiej ruszyć mózgiem niż dać się ponieść własnemu ego. Jest to trudne, bardzo trudne. OD 22 lat najlepsi, światowi alpiniści próbują wspinać się na 8000m w Karakorum i uczucie bliskości szczytu “oślepia” ich. Na szczęście, wczoraj do tego nie doszło.
Teraz chciałbym podziękować Wam wszystkim, że śledziliście losy mojej wyprawy przez ostatnie 2,5 miesiąca. Twierdzę, że byłem silniejszy niż kiedykolwiek. Użyłem całej swojej siły i energii, ale tym razem zima tutaj była bardzo ciężka i z łatwością wierzę, że była najcięższą od 30 lat. Pomimo to, upewniłem się, że jest możliwe zorganizowanie małego zespołu bez wsparcia z zewnątrz, który jest w stanie podołać dużej i ekstremalnej drodze. Z pewnością, w bliskiej przyszłości, w Karakorum, ktoś wejdzie zimą na ośmiotysięcznik. Być może to będę ja… Myślę, że powrócę znowu tutaj następnej zimy.
Ciao, Simone Moro